W piątek inżynierowie z BP opuścili na dno Zatoki Meksykańskiej kopułę, która powstrzyma wyciek ropy do oceanu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w poniedziałek powinna rozpocząć się operacja wypompowywania jej na powierzchnię.
20 kwietnia na platformie wiertniczej Deepwater Horizon, 70 km od Nowego Orleanu, nastąpił wybuch, po nim pożar. Platforma zatonęła. Spośród 126 osób załogi, zginęło 11. Niestety, do tragedii ludzkiej dołączyła katastrofa ekologiczna: tonące szczątki platformy uszkodziły odwiert i rurociąg na dnie, zaczęła wypływać ropa.
Wypływa do dziś. Według specjalistów z koncernu BP, do którego należała platforma, od chwili katastrofy do wód Zatoki Meksykańskiej przedostaje się każdego dnia 800 ton ropy. Jej plama zbliża się do wybrzeży Luizjany, ma około 220 km długości i 110 km szerokości. Zagraża środowisku i gospodarce południowych stanów USA, gdzie istotną rolą odgrywa przemysł rybny. Zagrożonych jest 600 gatunków fauny. W rejonie katastrofy znaleziono już 38 martwych żółwi. Według najnowszych doniesień, katastrofa może także zagrażać bezpośrednio zdrowiu ludzi.
Dzwon w mule
Amerykańska straż przybrzeżna poinformowała, że inżynierowie z BP zdołali, za pomocą podwodnych robotów, zatkać najmniejszy otwór. Ale dwa pozostałe są zbyt duże, aby uporały się z nimi maszyny.