Walutowe kredyty mieszkaniowe dla banków udzielających ich masowo ponad dekadę temu stanowią dzisiaj balast i źródło problemów. Wprawdzie dzięki nim udało się zwiększyć portfel kredytów i pozyskać nowych klientów, ale pewnie większość bankowców – wiedząc, jak potoczą się sprawy po 2008 r. – wolałaby ich nie udzielać na tak dużą skalę.
Nie oznacza to jednak, że teraz banki w ogóle nie udzielają kredytów w walutach obcych na zakup mieszkań. Jednak instytucji to robiących jest mało i spełnić trzeba odpowiednie warunki.
Tylko Alior i Pekao
Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że szczyt walutowej hossy mieszkaniowej w Polsce, głównie chodzi o franki szwajcarskie, przypadł na lata 2006, 2007 i 2008, kiedy udzielano rocznie hipotek w tej walucie za 28 mld zł, 28,6 mld zł i 42,6 mld zł (rocznie przyznawano 110–177 tys. takich kredytów), czyli mniej więcej połowę wartości sprzedaży hipotek złotowych.
Skokowy spadek przyszedł w 2012 r., gdy liczba udzielanych kredytów zmalała do niecałych 600, a wartość do ledwie 400 mln zł. Powodem było nie tylko umocnienie franka wobec złotego, ale także wprowadzenie przez Komisję Nadzoru Finansowego tzw. rekomendacji S, skierowanej do banków, która umożliwia udzielanie walutowych kredytów tylko osobom, które osiągają w danej walucie dochody. W 2017 r. udzielono już tylko 56 frankowych hipotek.
Spośród kilkunastu największych banków w Polsce zaledwie parę udziela mieszkaniowych kredytów w walutach. Jednym z nich jest Alior, gdzie kredyty indeksowane walutami udzielane są wyłącznie klientom uzyskującym dochody w walucie indeksacji (w ofercie są euro, dolar i funt brytyjski). Dochód netto musi stanowić równowartość minimum 5 tys. zł, a w przypadku dochodów w kilku walutach bierze się pod uwagę tę właściwą dla największej części dochodów.