Podstawą monitorowania może być prawnie uzasadniony interes administratora danych, czyli np. spółdzielni. Nie może być on abstrakcyjny. Wynikać m.in. z obawy przed włamywaczami. Musi być usprawiedliwiony konkretnymi okolicznościami, np. obejmować miejsca, w których dochodziło już do naruszania porządku.
Ponadto podjęte środki powinny być adekwatne, a nie na wyrost. Powinny bowiem w proporcjonalnym, minimalnym zakresie ingerować w prawa nagrywanych osób, w ich prywatność i prawo do ochrony danych osobowych. Jedna ze spółdzielni zamontowała np. kamerę na kominie swojej ciepłowni. Obejmowała ona obszar powyżej kilometra, także ten, który do niej nie należał. Tego nie można było już usprawiedliwić żadnymi celami tej spółdzielni.
Co więcej, wspólnota lub spółdzielnia powinny być w stanie udokumentować przeprowadzenie analizy w tej sprawie, a często tego nie czynią. Chodzi o swoisty test równowagi między interesami tych podmiotów a prawami i wolnościami osób, które są monitorowane. Analiza powinna się odnosić do każdej instalowanej kamery. Nie bez przyczyny jeszcze kilka lat temu organ ds. ochrony danych osobowych oraz rzecznik praw obywatelskich proponowali wprowadzenie instytucji planu monitoringu wizyjnego. Monitoring musi się też odbywać transparentnie wobec osób nagrywanych.
W obszarze monitorowanym nie może więc zabraknąć tabliczek informacyjnych z podstawowymi informacjami. Pełna klauzula informacyjna zawierająca wszystkie komunikaty wymagane w RODO powinna się znajdować w serwisie internetowym spółdzielni lub wspólnoty oraz w ich siedzibie. Nie wolno też nagrywać w sposób ukryty, bo to zaprzecza transparentności, ani wieszać atrap, bo to z kolei wprowadza w błąd.
Czy można rejestrować nie tylko obraz, ale i dźwięk?
Absolutnie nie, nie ma do tego podstawy prawnej. To nie jest zresztą monitoring, ale zwykła inwigilacja. Uprawnienia w tym zakresie posiadają jedynie służby państwowe, i to w określonych prawem procedurach.