Rok temu o tej porze część analityków wieszczyła wygasanie hossy na rynku mieszkań. Tymczasem, mimo pandemii, której przecież nikt nie mógł przewidzieć, lokale sprzedają się bardzo dobrze. A ceny nie tylko nie spadły, ale nawet nie stanęły w miejscu. Wciąż rosną. Ludzie kupują mieszkania, bo nie mają co?
Tak. Trwająca nieprzerwanie od kilku lat dobra koniunktura na rynku nieruchomości wywoływała u niektórych analityków i obserwatorów rynku obawy o to, że niechybnie czeka nas powtórka krachu, jakiego doświadczyliśmy przed 12 laty. Jednak od pamiętnego pęknięcia bańki mieszkaniowej wiele wody upłynęło w Wiśle i dużo się zmieniło – nie tylko w regulacjach prawnych, ale przede wszystkim w fundamentach, na których opiera się nie tylko rynek nieruchomości, ale i cała polska gospodarka.
Czas pokazuje, że uczymy się na błędach, ale też stale intensywnie rozwijamy i – o czym warto pamiętać – bogacimy. Duży popyt i wzrost cen obserwowane w ostatnich latach nie są wynikiem działań spekulacyjnych i rozdawania kredytów na lewo i prawo, lecz efektem ciągłego rozwoju gospodarczego, niskiego bezrobocia i wzrostu zamożności społeczeństwa.
Wybuch epidemii w marcu 2020 r. zaskoczył wszystkich, także sprzedających i kupujących nieruchomości. Jednak rynek szybko oswoił się z nową rzeczywistością. Po przejściowym wyhamowaniu popyt i podaż wróciły do poziomów notowanych przed pojawieniem się koronawirusa. Jednym z ważniejszych czynników skłaniających dziś do zakupu nieruchomości jest rosnąca potrzeba lokowania posiadanego kapitału i zapewnienia mu bezpieczeństwa na niepewne czasy. A takie czasy niewątpliwie nadeszły.
Pośrednicy mówią, że część sprzedających wycofuje mieszkania z oferty, bo nie ma pomysłu, co zrobić z gotówką. Oferta rzeczywiście maleje?