Rodzaj nieruchomości, jakie trafiają pod komorniczy młotek, ściśle zależy od charakteru rewiru, w którym działa komornik i w którym położona jest owa nieruchomość. Rewiry można generalnie podzielić na typowo miejskie – należą tu Warszawa czy Wrocław – oraz powiatowe lub miejsko-wiejskie, np. rewir obejmujący miasto i gminę Stargard Szczeciński oraz Pyrzyce, Lipiny itd.
– W tych pierwszych pojawia się znacznie więcej egzekucji z mieszkań, lokali użytkowych oraz działek z budynkami mieszkalnymi. Niewiele natomiast trafia się działek niezabudowanych. W rewirach powiatowych zaś obserwuje się coraz częściej przewagę egzekucji z gruntów rolnych i łąk oraz gospodarstw wiejskich czy kompleksów mieszkalno-użytkowych – opowiada Maciej Olejnik, komornik ze Stargardu Szczecińskiego.
[srodtytul]Chętni na lokale[/srodtytul]
Od 2004 r. komornicy obserwują wyraźny wzrost zainteresowania licytacjami nieruchomości ze względu na gorączkę cen, szczególnie mieszkań. Dla osób szukających okazji licytacja komornicza stanowiła nie lada gratkę, zwłaszcza że często oszacowane nieruchomości w danym czasie szły pod młotek kilka miesięcy czy nawet rok później, a więc ich cena wywoławcza była bardzo niska w porównaniu ze stawkami rynkowymi. Teraz natomiast możemy się spodziewać sytuacji odwrotnej – oszacowanie nieruchomości jakiś czas temu przy obecnych spadkach cen może okazać się podczas licytacji zbyt wysokie dla potencjalnych chętnych.
W samej Warszawie stawki mieszkań – które to głównie trafiają do licytacji – praktycznie zrównały się z rynkowymi cenami. – Po pierwsze, poszły w górę stawki wycen dokonywanych przez biegłych, a po drugie – na każdą licytację przychodziło po kilkanaście osób, podbijając ostateczną cenę lokum. A ponieważ kolejne miesiące upływały od zakończenia licytacji do zajęcia mieszkania, jego cena okazywała się wyższa niż obowiązujące stawki na rynku, gdy rozpoczął się okres dekoniunktury i nieruchomości zaczęły tanieć – opowiada Andrzej Kulągowski, komornik działający na terenie warszawskiego Żoliborza.