I potencjalni kupujący, i deweloperzy, i pośrednicy – wszyscy czekają dziś na sygnał od banków (czytaj: pieniądze). A tu nic... Wprawdzie analitycy twierdzą, że zaostrzona polityka kredytowa (wysokie wymagania co do zdolności, wysokie marże, prowizje i spready) za chwilę złagodnieją, bo banki jednak muszą zarabiać na kredytach hipotecznych, tylko pojawia się pytanie: kiedy to nastąpi?
Łagodniej miało już być na wiosnę. Tymczasem z analiz ofert kredytów mieszkaniowych przeprowadzonych przez Expandera wynika, że kwiecień wcale nie przyniósł przełomu na rynku kredytów hipotecznych. Analitycy wspominają, że zdolność kredytowa Polaków powoli rośnie, ale to bardziej zasługa spadających cen nieruchomości niż liberalnej polityki banków.
Są też opinie, według których tańsze kredyty i tak nie zachęcą do zadłużania się na mieszkanie, dopóki Polacy nie będą czuli stabilizacji na rynku pracy. Trudno bowiem podejmować nawet krótkoterminowe zobowiązania finansowe, gdy brak pewności zatrudnienia, nie mówiąc o kredytach obciążających budżety domowe do emerytury.
Nie wystarczy zatem bankowe „tak”, by ruch na rynku nieruchomości znacznie wzrósł. Potrzeba znacznie więcej.