- Choć chcieliby tego kupujący, ceny mieszkań nie zaczęły spadać w związku z pandemią koronawirusa. Owszem, już w marcu w cennikach deweloperów przestały pojawiać się tak częste podwyżki jak to bywało w poprzednich miesiącach, ale kolejne tygodnie to był okres względnej stabilizacji cen - wskazuje Marcin Krasoń, ekspert obido.pl
I dodaje, że choć doszło do spadku popytu, to na rynku pierwotnym zmalała także podaż (w związku z problemami formalnymi i opóźnieniami w urzędach deweloperzy rozpoczynają sporo mniej budów), w związku z czym nie ma takiej presji na obniżkę cen.
- Co więcej, niektórzy deweloperzy zapowiadają w kolejnych tygodniach lekkie podwyżki. Mogą sobie na to pozwolić firmy mające w ofercie np. mieszkania gotowe, których wciąż na rynku brakuje, lub takie oferujące wyjątkowe udogodnienia pozwalające na bardziej komfortowe spędzanie czasu. Pandemia sprawiła, że kupujący bardziej zwracają na to uwagę - zauważa Krasoń.
Najnowszy odczyt barometru nastrojów na rynku mieszkaniowym wskazuje, że na wszystkich trzech badanych rynkach a więc warszawskim, krakowskim i wrocławskim, różnica pomiędzy możliwościami kupujących (źródłem danych są deklaracje użytkowników obido.pl) a cenami mieszkań (oferty deweloperów) osiągnęła rekordowy poziom.
Wynika to z tego, że kupujący chcieliby obniżek cen, a mieszkania... nie tanieją. -Różnica pomiędzy deklaracjami szukających mieszkania a cenami na rynku zdecydowanie największa jest w Warszawie, wynosi średnio już ponad 14 procent. W Krakowie jest to prawie 8, a we Wrocławiu prawie 4 proc. Wynika to ze specyfiki stołecznego rynku, gdzie nie brakuje luksusowych apartamentowców z wysoką ceną - zaznacza Marcin Krasoń.