Nie ustaje dyskusja dotycząca planów rządu, który chce znieść licencje zawodowe m.in. pośredników w obrocie nieruchomościami. Zgodnie z założeniami ten zawód mógłby wykonywać nawet absolwent szkoły podstawowej.
Część pośredników alarmuje, że całkowite otwarcie drogi do zawodu zniszczy rynek, doprowadzając m.in. do cenowego dumpingu. Sprawdziliśmy jako klienci, jakiej zapłaty żądają dziś agenci z Warszawy.
Umówieni na kwotę
W Wilanowie upatrzyliśmy sobie 46-metrowe kilkuletnie mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Jak zapewnia sprzedający, można się tu od razu wprowadzać. Cena ofertowa: 429 tys. zł (9,3 tys. zł za 1 mkw.) wydaje się nam jednak wygórowana.
– Czy możemy zejść do 400 tys. zł? – pytamy pośrednika ze śródmiejskiej agencji przy ul. Słomińskiego, która lokal na sprzedaż wystawia. – Wątpię. Właściciel już obniżył pierwotną cenę o 30 tys. zł – mówi agent. – Osobno płatny jest też garaż, za który sprzedający chce 30 tys. zł – dodaje.
– I do tego jeszcze prowizja dla pana? Robią się niebotyczne kwoty – mówimy. Pośrednik zapewnia, że wysokość jego wynagrodzenia możemy jednak negocjować. – Standardowo pobieramy 1 – 1,5 proc. wartości mieszkania, ale możemy się umówić na konkretną kwotę – zachęca. – Najważniejsze, by doszło do transakcji. Na tym przecież zarabiamy, a nie na utrzymywaniu sztywnych opłat – podkreśla.