Opublikowany w tym tygodniu wskaźnik Case-Shiller, mierzący wzrost cen w 20 największych aglomeracjach w USA wzrósł w sierpniu br. o 12,8 procent w stosunku do analogicznego okresu ub. r. To największy roczny skok cen od lutego 2006 r. Domy drożały najszybciej w regionach najbardziej dotkniętych pęknięciem nieruchomościowej bańki spekulacyjnej w 2007 r. W aglomeracji Las Vegas Case-Shiller index  wzrósł o 29,2 proc., a w San Francisco – o 25,4 proc. Dla porównania – po drugiej stronie  kontynentu, w Nowym Jorku, domy podrożały tylko o 3,6 proc., a w Cleveland – o 3,7 proc.

Miesiąc do miesiąca ceny domów wzrosły w USA o 1,3 proc., ale tempo wzrostu było niższe niż w kwietniu, kiedy zdaniem analityków zanotowano apogeum obecnego ożywienia na rynku nieruchomości. Rynek będzie teraz oczekiwał na dane za wrzesień, w którym odnotowano spadek sprzedaży domów na rynku wtórnym, co musiało odbić się na poziomie cen.

Liczba wystawionych na rynku nieruchomości jest wciąż stosunkowo mała. To czynnik stymulujący wzrost cen w wielu amerykańskich miastach – uważa Ellen Haberle, ekonomistka w firmie nieruchomościowej Redfin. Jed Kolko ekonomista z firmy Trulia szacuje, że obecny poziom wystawionych na sprzedaż nieruchomości jest o ok. 15 proc. niższy niż w normalnych czasach. Ciągle także bardzie opłaca się w USA kupić dom, niż go wynająć. Historycznie niskie raty kredytów hipotecznych, połączone z ulgami podatkowymi sprawiają, że wysokość rat kredytów jest średnio niższa od płacenia czynszów. Popyt windują także inwestorzy. Ocenia się, że obecnie co czwarta nieruchomość mieszkalna w USA kupowana jest w celu odsprzedania jej w przyszłości z zyskiem.

Tomasz Deptuła z Nowego Jorku