Burzenie miast

Z map znikają kolejne amerykańskie miasta. Urzędnicy wolą je burzyć, niż odbudowywać. Część zamienia się w rolnicze ośrodki.

Aktualizacja: 15.11.2013 17:04 Publikacja: 15.11.2013 15:15

Baltimore - zdjęcie pochodzi z 1999 roku

Baltimore - zdjęcie pochodzi z 1999 roku

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Shivihah Smith mieszka razem z mamą i babcią we wschodnim Baltimore, w dzielnicy, która właśnie znika z map. Zniknął już cały kwartał zabudowy. Tuzin szeregowców w sąsiednim kwartale usunięto w zeszłym roku w ciągu jednego popołudnia.

Kreatywne niszczenie

Kilka tygodni temu zawaliły się dwa domy, uszkodzone wcześniej przez pożar. Miasto przysłało spychacze, które te budynki, podobnie jak dwa następne, zburzyły. Ucieszyło to zbieraczy złomu, wygrzebujących z ruin żelazo i miedź. - Miasto nie chce starych domów - skarży się Smith. Jego rodzina boleje nad wyburzaniem całych kwartałów miasta.

To równanie z ziemią dla Baltimore, podobnie jak dla wielu amerykańskich miast Północnego Wschodu i Środkowego Zachodu, które utraciły dużą część populacji, może być jednak ścieżką ratunku. Takie opinie pojawiają się coraz częściej.
W przeciwieństwie do uratowanych przez młodych profesjonalistów centrów takich miast, jak Nowy Jork, Seattle i Los Angeles, w wielu miastach planowanie urbanistyczne często zamienia się w rodzaj kreatywnego niszczenia. - To nie dom stanowi wartość. Wartość stanowi działka, na której on stoi - mówi  Sandra Pianalto, szefowa oddziału Banku Rezerwy Federalnej  w Cleveland. - Ta konstatacja prowadzi nas do nieoczekiwanego wniosku, że najlepszą polityką stabilizowania dzielnic, nie zawsze jest ich odbudowa czy konserwacja. Najlepszą polityką może być wyburzanie.

Wyburzanie na wielką skalę jest dobrze znane z Detroit. Takie prace są tez prowadzone w Baltimore, Filadelfii, Cleveland, Cincinnati, Buffalo i innych miastach. Łączny koszt tego wyburzenia to 250 mln dol.  Urzędnicy równają z ziemią dziesiątki spośród tysięcy opuszczonych budynków nadających się jeszcze do zamieszkania, by pobudzić wzrost gospodarczy, zredukować przestępczość i poprawić stan środowiska.

Ostatnie badania Brookings Institution pokazują, że od 2000 do 2010 roku liczba opuszczonych nieruchomości w skali całego kraju wzrosła o 44 proc., do 4,5 mln.
Raport Uniwersytetu Berkeley mówi, że w ciągu ostatnich 15 lat, 130 miast, w większości małych, zniknęło z map. To więcej niż połowa takich zdarzeń odnotowanych w całych dziejach Stanów Zjednoczonych. Postępujący dramat byłych centrów przemysłowych całkowicie odmienił planowanie urbanistyczne, dyscyplinę zakładającą tradycyjnie wzrost i ekspansję miast.

Dziś przedmiotem badań jest stopień zniszczenia infrastruktury, po to, by określić, które kwartały miast są warte zachowania, a które powinny być zrównane z ziemią i przebudowane. Badać trzeba aktywność gospodarczą, sieć dróg, infrastrukturę, gęstość zaludnienia miejsc, do których można ludzi przenieść.

Było miasto, jest łąka

Niektóre analizy koncentrują się na badaniu możliwości przekształcenia porzuconych obszarów miejskich w lasy albo łąki. - To obszary badań dotąd nieznane naszej dyscyplinie - mówi prof. Margaret Dewar, urbanista i specjalista planowania, która współpracowała z władzami Detroit przy przeglądaniu zasobów nieruchomości. Ogólnie, więcej niż połowa największych 20 miast z roku 1950, straciła co najmniej jedną trzecią ludności. Od 2000 roku szereg miast, włączając w to Baltimore, St. Louis, Pittsburgh, Cincinnati i Buffalo, wyludniło się w 10 proc., a Cleveland - w ponad 17 proc. Detroit straciło 25 proc. ludności, a ogłoszenie jego bankructwa podniosło poziom lęku w innych poprzemysłowych miastach.

W rezultacie tych wstrząsów, zwanych "kurczeniem się" albo "dostosowaniem rozmiarów" zmniejszyły się wpływy z podatków, wzrosła przestępczość i bezrobocie, zmalały budżety samorządów i opustoszały całe dzielnice. Pytanie, co robić z tymi miastami duchami, by się ponownie zaludniły w czasach dezindustrializacji.

- W przeszłości miasta zastanawiały się nad każdym budynkiem z osobna, by określić, w czym tkwi problem, np. czy zburzyć dom i szybko określić inny użytek odzyskanej ziemi - mówi B. Hollander, urbanista z Uniwersytetu Tufta. - Teraz przyglądają się całemu łańcuchowi miejskiego DNA i mówią: tu jest stanowczo za dużo zabudowy w stosunku do liczby mieszkańców.

Owce i winnica

Cleveland, którego populacja w ciągu ostatnich dziesięciu lat skurczyła się o ok. 80 tys., do 395 tys., wydało przez ostatnie sześć lat 50 mln dol. na wyburzenia domów. Koszt wyburzenia jednego budynku to 10 tys. dol., wobec 27 tys. dol., które trzeba byłoby wydać na jego roczne utrzymanie. Niektóre dzielnice od 2000 roku straciły dwie trzecie swoich mieszkańców. W mieście jest ogromna liczba opuszczonych lokali. Jednocześnie w Cleveland powstało ponad 200 ogrodów i farm oraz stref wydzielonych dla rolnictwa, gdzie na obszarach mieszkalnych pozwala się ludziom hodować świnie, owce i kozy. Założono nawet winnicę.

2 mile na północny -wschód od wjazdu do St. Louis, w którym jest co najmniej 6 tys. opuszczonych budynków, 74-akrowy las liściasty zastąpił osiedle mieszkaniowe po jego wyburzeniu.  Filadelfia, w której jest 40 tys. opuszczonych parcel, pozwala mieszkańcom najbardziej wyludnionych dzielnic powiększyć swoje działki o sąsiednie parcele, porzucone przez właścicieli. Oddaje też działki w  leasing miejskim farmerom. Jedna z takich farm sprzedała w 2012 roku produkty za 1 mln dol.

Także w Baltimore rozpoczęto udostępnianie opuszczonych działek grupom rolników amatorów. Boone Street Farm z siedzibą w opuszczonym szeregu apartamentowców na jednej ósmej akra zamyka właśnie trzeci sezon uprawy pomidorów, szpinaku, słodkich ziemniaków i innych warzyw i owoców w dzielnicy Midway. Farma sprzedaje swoje produkty restauracjom, ma też stoiska na lokalnych rynkach, i co tydzień dostarcza paczki owoców i warzyw o wartości 10 dol. uczestnikom tego miejskiego programu rozwoju rolnictwa.

Pomimo że zrównano z ziemią tysiące opuszczonych domów, Baltimore i inne kurczące się miasta wciąż poszukują nowych mieszkańców.  - Staram się rozwijać miasto, a nie je pomniejszać, pomimo opinii, że  miasto poradzi sobie przy poziomie 500- 600 tys. mieszkańców - mówi Stephanie Rawlings-Blake, burmistrz Baltimore. - Nie jestem pierwsza, która twierdzi, że miasto, które się nie rozwija, umiera.

Baltimore w latach 1990 - 2010 straciło prawie 110 tys. miejsc pracy, czyli 23 proc., a co za tym idzie, miasto, które liczyło 950 tys. mieszkańców w 1950 roku, dziś zamieszkuje 621 tys. W mieście jest 20 tys. opuszczonych budynków i działek, co oznacza, że z każdych ośmiu domów przynajmniej jeden jest opuszczony.

Burmistrz Stephanie Rawlings-Blake chce pozyskać dla miasta 10 tys. rodzin w ciągu dziesięciu lat. Bardzo liczy na imigrantów, gejów (stan Maryland pozwala na małżeństwa jednopłciowe) i ortodoksyjnych Żydów. Będą mogli oni kupować odremontowane trzykondygnacyjne szeregowce, które miasto zamierza sprzedawać za małe pieniądze (po 100 tys. dol).

W przynajmniej jednym z miast zorientowano się, że wyburzanie nie rozwiązuje problemu.
Youngstown w Ohio, swego czasu dynamiczny ośrodek hutniczy ze 170 tys. ludnością, a obecnie tylko z 66 tys. mieszkańców, przyjęło do wiadomości, że wyburzenia tysięcy budynków niczego nie rozwiązują. Do tej pory zburzono tam 3 tys. budynków i każdego tygodnia znika kolejnych dziesięć.

Lecz pomimo planu ustabilizowania populacji na poziomie 80 tys., więcej niż 17 tys. ludzi wyjeżdża każdego roku, zostawiając po sobie pulę kolejnych pustych domów i działek. 4 tys. spośród nich jest w bardzo złym stanie technicznym, a wyburzenie każdego budynku kosztuje 9 tys. dol.

Miasto rozważa zamkniecie tych prawie opuszczonych dzielnic, żeby oszczędzić na kosztach utrzymania. - To prawdziwie antyamerykańska postawa: mówić, że miasto się kurczy - mówi Heather McMahon, działacz społeczny. - Jeśli chcemy przetrwać jako miasto i nie zbankrutować jak Detroit, musimy wymyślić coś innego.

Shivihah Smith mieszka razem z mamą i babcią we wschodnim Baltimore, w dzielnicy, która właśnie znika z map. Zniknął już cały kwartał zabudowy. Tuzin szeregowców w sąsiednim kwartale usunięto w zeszłym roku w ciągu jednego popołudnia.

Kreatywne niszczenie

Kilka tygodni temu zawaliły się dwa domy, uszkodzone wcześniej przez pożar. Miasto przysłało spychacze, które te budynki, podobnie jak dwa następne, zburzyły. Ucieszyło to zbieraczy złomu, wygrzebujących z ruin żelazo i miedź. - Miasto nie chce starych domów - skarży się Smith. Jego rodzina boleje nad wyburzaniem całych kwartałów miasta.

Pozostało 91% artykułu
Nieruchomości
Robyg wybuduje osiedle przy zabytkowym browarze Haasego. Prawie 1,5 tys. mieszkań
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nieruchomości
Rynek nieruchomości rok po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Mieszkaniówka na karuzeli
Nieruchomości
Polska centralna. Magnes na firmy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nieruchomości
Przez wynajem na doby wspólnota zapłaci więcej