Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy Nieruchomości Boża Krówka
:
Kogo obchodzi, że ten człowiek ma rodzinę? Że stracił pracę wskutek grupowych zwolnień? Że się rozchorował i nie mógł przez kilka miesięcy prowadzić firmy?
Z mojego punktu widzenia dłużnik często nie tylko nie może być uznany za winowajcę, ale jest wręcz ofiarą sytuacji, w jakiej się znalazł. Banki wciskają swoje produkty kredytowe przy każdej okazji, sprzedawcy pożyczek nie martwią się o konsekwencje, jakie mogą spotkać klienta, który miał nieco za dużo optymizmu co do swoich możliwości finansowych.
Trudno też obwiniać kredytobiorcę za „wpadkę" z kredytem we frankach. W każdej branży – poza bankowością – obowiązuje odpowiedzialność producenta za tzw. wady fabryczne towaru. A jak to się ma do kredytów w szwajcarskiej walucie? Banki wypuściły na rynek bardzo wadliwy produkt, a wszelkie konsekwencje spadają na klientów. A tymi konsekwencjami są nie tylko utrata mieszkania (jeśli dana osoba utraci płynność finansową i nie jest w stanie spłacać rat), ale także degradacja społeczna. Po sprzedaży mieszkania na drodze licytacji – co obecnie jest jedyną opcją stosowaną przez banki, gdy dług jest większy od wartości mieszkania – klient zostaje bez dachu nad głową, za to z potężnym długiem na karku.
W systemie prawnym, obowiązującym dziś w Polsce, bankrutem zostaje się dożywotnio. Nawet jeśli uda się komuś w tej sytuacji znaleźć nieźle płatną pracę, to i tak większość dochodu przejmie komornik. I tak mniej więcej do końca życia. Chyba że zmianie ulegnie ustawa o upadłości konsumenckiej.
Bankowcy powinni dążyć do rozwiązania problemu z niespłaconym kredytem bez licytacji komorniczej. Obecnie taka droga egzekucji należności trwa zwykle nie mniej niż dwa lata.