Aby to było możliwe, resort rolnictwa musiał przygotować nakładkę na przepisy wcześniej przygotowane przez ministerstwo klimatu, autora nowelizacji prawa OZE. Miała dostosować polskie prawo do wymogów dyrektywy unijnej, która przewiduje możliwość zakładania spółdzielni energetycznych generujących energię z OZE, ale powstała felerna. Resort rolnictwa musiał nowelizacje poprawiać.
Wprawdzie głównym beneficjentem zmian miały być wsie, ale przy okazji nową opcję zabezpieczenia energetycznego zyskają też np. spółdzielni mieszkaniowe, szukające oszczędności na rachunkach prowadzonych nieruchomości. Na rynku pojawiają się nowi producenci energii, którzy produkują ją w wielu mniejszych, zdecentralizowanych zakładach na poziomie lokalnym i regionalnym. Wykorzystują „swoje" dostępne regionalnie zasoby - słońce, wiatr i biomasę. Te zasoby, których wykorzystanie jeszcze pięć - dziesięć lat temu było mało opłacalne, obecnie, dzięki olbrzymiemu rozwojowi technologicznemu, staje się powszechne. Ich wykorzystanie generuje obecnie nowe dochody, a także oszczędności.
Stare kontra nowe
W myśl obecnych przepisów ustawy o OZE spółdzielnia energetyczna nie może sprzedawać wyprodukowanej energii, a jedynie wytwarzać ją na własne potrzeby. Nie może zatem na siebie zarabiać. I jest to, jak mówi ekspert Bartłomiej Kupiec, istotna ich wada. Ponadto obecna ustawa stawia wysokie wymogi co do pokrycia wewnętrznego zapotrzebowanie na energię elektryczną, ciepło czy biogaz.
- Na przykład warunek pokrycia nie mniej niż 70 proc. rocznego zapotrzebowania na energię elektryczną swoich członków przez wszystkie źródła OZE należące do nowo powstałej spółdzielni energetycznej. To znacząco podnosi koszty inwestycyjne i organizacyjne, co może zmniejszyć opłacalność założenia spółdzielni przez obywateli mieszkających na terenie miejsko-wiejskim - komentuje ekspert.