[link=http://www.zyciewarszawy.pl]Białołęka[/link] stała się ogromną sypialnią Warszawy. Dzielnica cierpi na brak dróg, przedszkoli, żłobków czy szpitala. Deweloperzy stawiają tylko bloki, nie myślą o zapewnieniu ich mieszkańcom niczego więcej. Władze dzielnicy muszą wykłócać się z nimi nawet o parkingi.
– Tak było na ul. Skarbka z Gór. Nie mogliśmy puścić nią nawet krótkiego autobusu, bo po dwóch stronach drogi stały samochody. Zmusiliśmy deweloperów do wybudowania wewnętrznych parkingów – mówi burmistrz Jacek Kaznowski.
[srodtytul]Ul. Deweloperska[/srodtytul]
Rocznie dzielnicy przybywa ok. 5 tys. mieszkańców. Białołęki nie stać jednak na budowę dróg do nowych osiedli. Zarząd dzielnicy postanowił więc w twardy sposób negocjować z deweloperami i zapowiada, że nie zgodzi się na budowę nawet jednego domu, jeśli nie będzie do niego ulicy. Chce wykorzystać do tego ustawę o drogach publicznych, która obowiązek wybudowania dojazdu składa na barki inwestora. Problem polega na tym, że dojazd musi łączyć się z drogą publiczną, budowaną przez dzielnicę.
– Nie mamy pieniędzy na drogi w planie inwestycyjnym. Może znajdą się w następnym, za pięć lat. Tylko czy deweloperowi opłaca się tyle czekać? – pyta wiceburmistrz Piotr Smoczyński. – Może lepiej powinien zbudować drogę na własny koszt i przyśpieszyć w ten sposób całą [link=http://www.zyciewarszawy.pl]inwestycję[/link].