– Są dwie strony medalu. Z jednej mamy dewelopera, który chce włożyć w inwestycję jak najmniej i zarobić jak najwięcej, z drugiej – klienta, który czasem kupuje kota w worku, bo na początku inwestycja dobrze wygląda. Dopiero po kilku latach okazuje się, że to nie ta technologia, nie ta jakość wykonania, nie te rury i tak dalej – mówi Zbigniew Janowski, przewodniczący Związku Zawodowego Budowlani.
Klienci deweloperów przy odbiorze mieszkania zwracają zazwyczaj uwagę na usterki i żądają ich usunięcia. Czym innym jest jednak wypaczone okno czy nierówności na ścianie, co widać gołym okiem, a czym innym oszczędzanie na zastosowanych materiałach i niechlujne wykonawstwo.Nabywca nie jest w stanie zweryfikować, czy do budowy użyto np. ceramiki i chemii budowlanej właściwej jakości, czy wykonano prawidłowe izolacje, bo to można sprawdzić tylko na pewnym etapie budowy, do którego klient nie ma dostępu.
– Niestety, mamy do czynienia z sytuacjami, gdy w budynkach mieszkalnych złe wykonawstwo znacząco wpłynęło na pojawienie się wad i późniejszych problemów eksploatacyjnych – mówi Marcin Piotrowski z Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości.
Sytuacji nie ułatwia fakt, że wielu specjalistów wyemigrowało, a pozostali znacząco podnieśli ceny za swoje usługi, co nie oznacza, że gwarantują dobrą jakość i zatrudniają tylko fachowców.
Fachowcy z branży zwracają uwagę na występujące na budowach zjawisko podmieniania materiałów.– Niejednokrotnie zdarza się, że na budowę zakupuje się pewną partię materiałów dobrych, spełniających wszystkie standardy, a później kupuje się gorsze, tańsze, bo jak się położy tynk, to nikt się nie pozna – mówi Waldemar Mazan, prezes Związku Pracodawców i Przedsiębiorców Budownictwa Unia Budowlana.