Minister infrastruktury podpisał w ubiegłym tygodniu rozporządzenia dotyczące wprowadzenia od nowego roku certyfikatów energetycznych dla budynków. Przedstawiciele branży odetchnęli z ulgą, że przepisy są, ale wciąż mają do nich wiele zastrzeżeń.
Najwięcej emocji budzi ostatnie rozporządzenie „w sprawie metodologii obliczania charakterystyki energetycznej budynku i lokalu mieszkalnego...”, począwszy od nazwy, a na szczegółach technicznych skończywszy.
Inżynier Jan Król, prowadzący szkolenia na temat metodologii obliczania świadectw energetycznych, twierdzi, że ostateczna wersja przyjętej metody obliczeniowej roi się od odnośników do norm, z których podstawowa, PN EN ISO 13790:2008 – „Obliczanie zużycia energii do ogrzewania i chłodzenia”, właściwie nie istnieje, ponieważ nie została przetłumaczona na język polski.
– Przyjęta metoda wymaga bardzo pracochłonnych obliczeń współczynnika EP (zmniejszenia zysków ciepła w zależności od akumulacyjności budynku, które można uzyskać w prostszy sposób). Aby promować ideę w społeczeństwie, trzeba ją uczynić jak najbardziej zrozumiałą. Będzie to trudne w oparciu o jeden wskaźnik będący całkowicie wirtualną wartością mającą niewiele wspólnego z tym, co przeciętny obywatel może odczytać z urządzenia pomiarowego zainstalowanego w jego domu – mówi Jan Król.
Czy przepisy w ostatecznym kształcie są dobre? Zdaniem Marcina Piotrowskiego z Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości ogromnym błędem nowych przepisów jest eliminacja klas energetycznych.