Nigdzie w Europie Zachodniej ceny mieszkań nie rosły w takim w tempie jak w Polsce. Kilkukrotnie mniejsza niż dziś oferta lokali na sprzedaż zderzała się z rekordową liczbą kupujących wspieranych przez tani kredyt – nawet na 130 proc. wartości mieszkania oraz przez zachodnich inwestorów skupujących lokale z myślą o odsprzedaży po wyższych cenach.

To już przeszłość. Dziś liczba projektów gotowych do realizacji, ale nierozpoczętych, mogłaby zwiększyć podaż przynajmniej dwukrotnie. Nie zwiększy jej, ponieważ rynek nie jest w stanie wchłonąć projektów znajdujących się w sprzedaży.

W okresie bessy na rozwiniętych rynkach ceny mieszkań spadają nawet o dwie trzecie wysokości wzrostów z ostatnich lat. Polski rynek w wyniku realnego deficytu mieszkań oraz stosunkowo silnej gospodarki się obroni.

Jego siła będzie polegać na mniejszych perturbacjach niż w Hiszpanii, Irlandii, na Łotwie czy w Estonii, nie zaś na utrzymaniu stawek mieszkań z okresu hossy. Ceny spadną w stosunku do szczytu hossy o ok. 15 proc., co oznacza, że w lokalizacjach, gdzie jest większa konkurencja, deweloperzy muszą oferować produkt nawet o jedną czwartą tańszy niż rok temu.

Z punktu widzenia kupującego sytuacja jest komfortowa. Chcąc szybko wprowadzić się do nowego mieszkania, można wybierać spośród dużego odsetka lokali gotowych i często z wykończeniem w cenie.