[b]Rz: W Polsce dopiero mówimy o kryzysie i zastanawiamy się, w jakim zakresie z rynków finansowych przeniesie się on do sfery realnej gospodarki. Czy pan widzi już skutki kryzysu w branży deweloperskiej? [/b]
[b]Eli Elroy:[/b] Nie należę do osób, które mówią, że świeci piękne słońce w momencie, gdy nad gospodarką zbierają się ciemne chmury. Oczywiście kryzys jest już widoczny i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale dotyczy on całej gospodarki, a nie tylko poszczególnych sektorów, i jego skutki odczujemy również w Polsce – tak jak w każdym innym miejscu na świecie. Różnica będzie polegała na tym, w jakim zakresie poszczególne kraje zostaną dotknięte kryzysem. Tak naprawdę rynek mieszkaniowy już mocno cierpi z jego powodu.
[b]Ile pańskim zdaniem ta niekorzystna sytuacja w światowej gospodarce może potrwać? [/b]
Testem będzie przyszły rok, w którym spółki zostaną najmocniej dotknięte skutkami załamania w gospodarce. W roku 2010 rozpocznie się wychodzenie z kryzysu i pojawi się szansa na poprawę wyników. Amerykański system finansowy i gospodarka wyjdą z niego szybciej niż inne kraje. Moim zdaniem obecnie są w połowie tej drogi. Odpowiedź na kryzys w tym kraju była natychmiastowa, i to nie tylko na poziomie najwyższych władz, ale również na poziomie zwykłych obywateli, którzy teraz zanim wydadzą jednego dolara, obejrzą go z każdej strony. Ich reakcja jest imponująca. Wydatki na restauracje, hotele czy konsumpcję zostały dramatycznie obcięte, bo kraj jest w recesji. W zeszłym roku było zupełnie inaczej. Podczas podróży do Nowego Jorku trudno nam było znaleźć wolny pokój w hotelu lub miejsce w restauracji – teraz nie ma z tym żadnego problemu. Mentalność Europejczyków jest inna, ale mam nadzieję, że wraz z uspokojeniem za oceanem pozytywne odreagowanie przeniesie się na inne regiony świata, w tym do Europy.
[b]Jak mocne będzie uderzenie w polskie spółki, bo wydaje się, że deweloperzy notowani na warszawskiej giełdzie nie są przygotowani na skutki, jakie dotkną ich branże. [/b]