Choć na swojej stronie internetowej firma obiecuje wiele, w rzeczywistości drwi z klientów.
Jedna z naszych czytelniczek znalazła w Internecie ofertę atrakcyjnego mieszkania w nowym budownictwie, w dobrej cenie. Ogłoszenie zawierało nawet zdjęcie bloku. Zachęcona zadzwoniła do pośrednika, który oferował lokal. Zaniepokoiła się nieco, gdy mężczyzna nie podał numeru domu (nie mieszkania), tylko umówił się z nią u zbiegu ulic. Ale poszła na spotkanie. Agent od razu zaprosił ją do samochodu i poprosił o podpisanie umowy – wtedy poda jej adres. Okazało się jednak, że oferta z ogłoszenia ma się nijak do rzeczywistości: mieszkanie znajdowało się w starym bloku po drugiej stronie ulicy, było o 30 lat starsze niż to w ofercie. Klientka zapytała więc: „to dlaczego pokazuje pan nowy blok w ogłoszeniu?”. „To przez pomyłkę, to kolega...” – tłumaczył się marnie pośrednik, który jak się okazało pośrednikiem w ogóle nie był, bo nie miał licencji. Ale umowę o pośrednictwo podpisał i chciał w niej za podanie adresu 2,9 proc. od 300 tys. zł. A to, że pokazywał całkiem inny blok, niż oferował w Internecie? Ależ to wszystko przez pomyłkę.
Tak wabi klientów do tej pory, pokazując zamiast starego bloku, w którym chce sprzedać mieszkanie, widok z jego okien...