To są na razie propozycje Ministerstwa Infrastruktury. Przygotowało je na prośbę rzecznika praw obywatelskich. Od kilku lat rzecznik zwracał uwagę szefowi tego resortu na problem osób, które wywłaszczano z nieruchomości na cele publiczne, a nie otrzymały za to żadnego odszkodowania.
[srodtytul]Zostają na lodzie[/srodtytul]
– Chodzi o to, że w toku postępowania wywłaszczeniowego firma realizująca inwestycję publiczną ma prawo wystąpić do starosty o zezwolenie na niezwłoczne zajęcie nieruchomości – wyjaśnia Dariusz Chaciński, dyrektor Zespołu Prawa Cywilnego i Gospodarki Nieruchomościami w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. – Pozwala na to [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=175872]ustawa o gospodarce nieruchomościami[/link]. Następnie, mając już zezwolenie w ręku, inwestor wkracza na działkę i buduje. W wielu wypadkach właściciel zostaje z niczym, czyli bez nieruchomości i bez pieniędzy.
Jak to możliwe? Niektórzy urzędnicy umarzają bowiem wtedy postępowanie. – Tłumaczą, iż filozofia wywłaszczenia jest taka, że jeśli doszło do realizacji inwestycji, to nie kontynuuje się postępowania – mówi dyrektor Chaciński. – Tymczasem odszkodowanie wypłaca się dopiero z chwilą wydania ostatecznej decyzji wywłaszczeniowej, a jak nie ma postępowania, to nie ma decyzji i odszkodowania. Koło się więc zamyka. Powstaje sytuacja patowa. Właściciele mogą jedynie wystąpić na drodze postępowania cywilnego o odszkodowanie, ale to trwa latami i kosztuje.
Według rzecznika sprawa odnosi się głównie do inwestycji infrastrukturalnych, jak drogi, wodociągi, sieci energetyczne.