– Najbardziej stratni są wszyscy ci, którzy mieszkanie kupili w 100 proc. ze środków pochodzących z kredytu, zwłaszcza jeśli był to kredyt walutowy. Pod koniec 2007 r. frank szwajcarski był przez krótki moment na poziomie 1,6 – 1,8 zł. Dziś jego wartość przekracza 3 zł. Łatwo obliczyć, że dla każdego, kto wówczas się zadłużył, biorąc kredyt we frankach czy innej, tańszej niż obecnie, walucie, wysokość zadłużenia, przeliczając na złote, wzrosła dwukrotnie. Spośród tych „szczęśliwców” rzadko kto podejmuje decyzję o sprzedaży nieruchomości, ponieważ byłaby to ogromna strata, a w przypadku mieszkań kupowanych w 100 proc. z kredytu należałoby do banku oddać drugie tyle, ile wyniosłaby cena uzyskana ze sprzedaży – wylicza Joanna Lebiedź, współwłaścicielka biura nieruchomości Lebiedź i Lebiedź.
[srodtytul]Tani najem[/srodtytul]
Inwestorzy, którzy mogą sobie pozwolić na czekanie, utrzymują wysoką cenę mieszkań, odbiegającą od obecnych stawek rynkowych, i przeznaczają lokale na wynajem. Jednak sam wynajem nie zawsze wyrówna miesięczne straty spowodowane spłatą kredytu. – Wiele zależy od czasu przystąpienia do inwestycji i ceny nabywanego mieszkania. Stopa zwrotu z wynajmu jest znacznie niższa niż kilka lat temu, większa też jest podaż mieszkań, co skutkuje niższymi cenami wynajmu – tłumaczy Marcin Jańczuk z biura nieruchomości Metrohouse.
Na przykład miesięczna rata kredytu zaciągniętego na dwupokojowe lokum o wartości 550 tys. zł wynosi 3 tys. zł. – Znalezienie najemcy na dwupokojowe mieszkanie z czynszem w wysokości 3 tys. zł graniczy dziś z cudem – twierdzi Joanna Lebiedź.
Zdaniem Edyty Krakowiak miesięczne raty kredytowe można zbilansować jedynie wynajmem lokali niedużych, jedno-, dwupokojowych, położonych w dobrych lokalizacjach.
– Im droższe mieszkanie pod wynajem, tym trudniejsze pokrycie rat kredytu z wynajmu, gdyż trudniej znaleźć najemcę. Często drogie mieszkania stoją niewynajęte miesiącami, mimo że stawki najmu spadły – tłumaczy Edyta Krakowiak.