– Na rynku mieszkań mamy stabilizację. Nie przewidujemy wzrostu cen, raczej w przyszłym roku powinny być niższe, m.in. ze względu na nowe wskaźniki dla programu „Rodzina na swoim” (RnS) – uważa Jacek Furga, przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Związku Banków Polskich (ZBP).
Dobre wiadomości na 2011 r. eksperci ZPB mają także dla potencjalnych kredytobiorców: [b]ponieważ na rynku kredytów hipotecznych konkurencja jest duża, banki nie powinny zaostrzać warunków udzielania pożyczek.[/b] Wprost przeciwnie, marże i inne opłaty towarzyszące kredytom mogą spadać, a zdolność kredytowa będzie rosła.
Zdaniem prof. Jacka Łaszka ze Szkoły Głównej Handlowej ceny mieszkań, mimo niewielkiego spadku, dalej są jak z okresu boomu na rynku, dlatego deweloperzy rozpoczynają kolejne inwestycje. Wysokie stawki będą jednak nie do utrzymania.
– [b]Deweloperzy chcą wykorzystać zapasy ziemi oraz pokryć straty związane z nadmiernym optymizmem z okresu boomu. Liczą, że poprzez nieznaczne obniżki cen zdobędą klientów.[/b] W konsekwencji rosnącej podaży, przy dosyć stabilnym popycie, ceny muszą zacząć się obniżać z korzyścią dla klientów i bezpieczeństwa systemu bankowego – uważa Jacek Łaszek.
Według analityków ZBP mieszkania mogą minimalnie zdrożeć jeszcze tylko w IV kwartale br. [b]Sprzedający lokale na rynku wtórnym będą chcieli wykorzystać to, że od przyszłego roku mają zostać zlikwidowane dopłaty do kredytów w ramach RnS dla mieszkań używanych.[/b] Natomiast deweloperzy zachęcają, że tak wysokiego limitu ceny za mkw., pozwalającego na skorzystanie z preferencyjnego kredytu, jeszcze w tym programie nie było. Np. w Warszawie dotowane z budżetu mieszkanie może kosztować ponad 9 tys. zł, podczas gdy średnia cena w stolicy jest o 1 tys. zł niższa. Na dłuższą metę takie stymulowanie popytu jest jednak nie do utrzymania. Pośpiech przy kupowaniu wywołany strachem przed podwyżkami jest więc nieuzasadniony.