Klienci nie rwą się do transakcji

Mimo że zbliża się koniec dopłat do mieszkań kupowanych na rynku wtórnym, klienci nie spieszą się z transakcjami

Publikacja: 31.01.2011 05:15

Klienci nie rwą się do transakcji

Foto: Archiwum

[srodtytul]Cezary Szubielski, pośrednik, dyrektor żoliborskiego biura Krupa Nieruchomości[/srodtytul]

[b]Rz: Czy klienci już wiedzą, że zbliża się koniec państwowych dopłat do mieszkań używanych?[/b]

Cezary Szubielski: Projekt nowelizacji ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania Rada Ministrów przyjęła 18 stycznia. Zmiany, a nawet likwidację programu „Rodzina na swoim” z początkiem 2011 r., przewidywano już jesienią ub.r. Zatem termin zmian w RNS właściwie został odłożony.

Klienci zamierzający kupić mieszkanie są zwykle dość dobrze zorientowani w finansowych zagadnieniach. Sądzę, że tych, którzy o zmianach nie wiedzą, jest niewielu. Nie widać jednak wzrostu zainteresowania używanymi mieszkaniami, które klienci chcieliby kupić w ostatniej chwili. Paniki absolutnie nie ma.

[b]Nabywcy nie boją się zmian?[/b]

Możemy zaobserwować lekką obawę dotyczącą brania kredytów. To reakcja na wieści o pracach rządu nad wymianą złotego na euro. Klienci nie potrafią ocenić, jak będą wyglądały ich przyszłe raty dziś płacone w złotych. Stąd trwała tendencja do pokładania zaufania w walucie szwajcarskiej.

[b]Dziś warszawski limit cen kwalifikujący lokal do dopłat to ponad 9 tys. zł za mkw. Ale za taką cenę trudno o mieszkanie w wysokim standardzie w najlepszych lokalizacjach.[/b]

Cena 9 tys. zł za mkw. to granica niezwykle wysoka. Poniżej tego limitu mamy co najmniej 80 proc. transakcji na rynku wtórnym. Nie sposób rozstrzygnąć wszystkich motywów działania ustawodawcy przy tworzeniu RNS, jednak trudno przypuszczać, by system dopłat był tworzony po to, by umożliwić kupowanie najdroższych, najbardziej luksusowych mieszkań. Przeczą temu choćby ograniczenia powierzchniowe.

Nie mogę się zatem zgodzić, że za 9 tys. zł za mkw. trudno o porządny lokal w najlepszych lokalizacjach. Takie lokale są stosunkowo wąską półką przeznaczoną dla specjalnych klientów. Natomiast poniżej mieszczą się wszystkie rodzaje zabudowy w każdej części Warszawy – z wyjątkiem jedynie Starego Miasta, ul. Senatorskiej, pl. Trzech Krzyży, Mokotowskiej czy Pięknej.

[b]Czy można liczyć na spadek cen po zmianach w RNS, bo wykluczony z programu rynek wtórny będzie konkurował z deweloperami niższymi stawkami?[/b]

Spotykam się z takimi głosami w środowiskach pośredników. Ja jednak sądzę, że ceny pozostaną na dotychczasowym poziomie. W Warszawie, podobnie jak w wielu innych dużych miastach, rynek wtórny konkuruje z pierwotnym lokalizacją. W stolicy nowe inwestycje powstają głównie na obrzeżach. W centrum nie ma tylu terenów inwestycyjnych, by rynek pierwotny był konkurencyjny dla wtórnego.

Co więcej, tereny w Śródmieściu są na tyle kosztowne, że ceny mieszkań powstałych w takich śródmiejskich plombach nie stanowią konkurencji. Nie powodują więc w tych lokalizacjach spadku cen na rynku wtórnym.

Dziś np. mieszkania w kamienicach Starego Mokotowa są droższe i bardziej cenione niż nowe inwestycje na pograniczu Ursynowa i Mysiadła. Z kolei w rejonie ul. Rakowieckiej – niezależnie, czy będzie to przedwojenna kamienica, budynek z lat 50. czy nowy obiekt na Białym Kamieniu – ceny nie chcą spadać bez względu na politykę kredytową.

[b]Deweloperzy nie dostali więc prezentu od rządu?[/b]

Pierwotny i wtórny rynek to naczynia połączone. Sprzedajemy mieszkanie, by kupić inne, lub też kupujemy, bo poprzednie sprzedaliśmy. To nie jest rynek telefonów komórkowych, gdzie przestarzałe modele lądują na śmietniku. Ograniczenie dopłat zahamuje liczbę transakcji także na rynku pierwotnym, gdyż część kupujących nowe mieszkania stanowiły rodziny, które sprzedały stary lokal.

Mieszkanie staje się obiektem z rynku wtórnego nie po kilkudziesięciu latach, gdy wchodzą nowe technologie i trendy, lecz natychmiast po tym, gdy kupił je pierwszy właściciel.

Mamy do czynienia z pewnym ułatwieniem nabywania mieszkań od deweloperów. Docelowo mniejszym zainteresowaniem będzie się cieszyć kupowanie lokali w celu dalszego odsprzedania. Mieszkania, nawet nowe, już kupione od dewelopera w większym stopniu będą przeznaczane na wynajem niż na sprzedaż z uwagi na mniejszą liczbę kupujących na rynku wtórnym. W efekcie oba rynki może nie zwolnią, ale nie rozwiną się w takim stopniu, w jakim by się rozwijały, gdyby nie wprowadzone ograniczenia.

Nieruchomości
Polacy chcą kupować nieruchomości nie tylko w Hiszpanii
Nieruchomości
Nieruchomości handlowe w Polsce pod zieloną presją
Nieruchomości
Na jakie mieszkania stać Polaków
Nieruchomości
Indeks nastrojów deweloperów. Rynek mieszkań próbuje odzyskać równowagę
Nieruchomości
Więcej elastycznych biur w Łodzi i Krakowie