– Kredyt na mieszkanie bierze dziś tylko ten, kto musi. Nie zadłużają się w bankach ci, którzy chcieliby zainwestować w nieruchomości, oraz ci, którzy mają już swoje mieszkania, ale chcieliby poprawić sobie standard poprzez kupno większego lokalu lub domu. Takich klientów jest bardzo mało. Dlaczego nie ma chętnych na inwestowanie? Bo jeśli kupimy mieszkanie dziś, to za rok czy dwa lata może się okazać, że ta sama nieruchomość będzie tańsza np. o 15 proc. Po prostu boimy się na krajowym rynku powtórki sytuacji, jaką znamy z Hiszpanii – mówi Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy z Oppenheim Enterprise. – Do tego mocno zubożeliśmy. Ceny gwałtownie rosną, a nasze zarobki niekoniecznie. Widmo zwolnień grupowych wisi nad firmami z wielu branż.
Strach przed bezrobociem
Elżbieta Kopka, ekspert Invigo, zwraca uwagę, że potencjalni kredytobiorcy boją się głównie bezrobocia.
– Dziś, kiedy rynek pracy jest mniej stabilny, a ceny różnych produktów nieustannie rosną, wielu klientów zaczyna rozważniej kalkulować swoje wydatki. Niektórzy potencjalni kredytobiorcy biorą pod uwagę nawet możliwość utraty pracy – mówi Elżbieta Kopka. – Poza tym, obserwując zwyżki stóp procentowych, obawiają się także wzrostu wysokości rat. Bo kredyt hipoteczny to zobowiązanie długoterminowe, przy którym nawet najniższa rata znacznie obciąża comiesięczny budżet.
Z opinii ekspertów Invigo wynika też, że spora grupa klientów planujących skorzystać z kredytu wstrzymuje się z jego zaciągnięciem, licząc na dalszy spadek cen nieruchomości.
Michał Krajkowski, główny analityk Domu Kredytowego Notus, przyznaje, że klienci najczęściej obawiają się właśnie utraty pracy, bo to skutkuje obniżonymi dochodami i w efekcie powoduje kłopoty ze spłatą rat kredytowych.