Nic też na razie nie wskazuje na ożywienie w tym segmencie. Co więcej, według pośredników tegoroczny popyt na powierzchnię handlową jest nawet nieco mniejszy niż w 2011 r. Najwięcej pustostanów stoi na starszych osiedlach, przy bocznych uliczkach z ograniczonym ruchem pieszym i samochodowym. Ze względu na brak chętnych stan lokali pogarsza się. – To błędne koło, gdyż zły stan budynków oraz duży odsetek pustostanów przy danej ulicy obniża atrakcyjność miejsca, co owocuje brakiem popytu ze strony najemców – zauważa Ewelina Szantyka z agencji Emmerson.
Za brak popytu częściowo odpowiedzialność ponoszą sami deweloperzy, którzy, zdaniem Katarzyny Kwiatkowskiej z firmy KG Partners, często np. nie zapewniają nawet odpowiedniego miejsca dla właścicieli samochodów parkujących przed budynkiem, w którym znajduje się ciąg sklepów. – Dla najemcy duże znaczenie ma również możliwość bezpiecznego i spokojnego rozładunku towaru oraz nośność stropu, która często jest zbyt słaba, aby w danym lokalu mógł działać np. sklep spożywczy – wyjaśnia Kwiatkowska.
A jak zauważają pośrednicy, w miejscach pozbawionych ruchu pieszego powierzchnie pozostają puste nawet przez kilka lat – albo w rękach dewelopera, albo też właściciela, który zakupił lokal. – Największe obawy ze strony najemców pojawiają się na początku, kiedy na osiedlu jest sporo niesprzedanych mieszkań. Ale jeśli lokalizacją zainteresują się firmy z branży spożywczej, kosmetycznej oraz stomatologicznej, które są zwykle pierwszymi najemcami, w ślad za nimi pojawiają się kolejni zainteresowani najmem pow. handlowo-usługowej – wyjaśnia Ewelina Szantyka.
Choć część firm sieciowych wstrzymuje się bądź ogranicza rozwój sieci sprzedaży, wybierając najlepsze lokalizacje w centrach miast lub dzielnic, omijając tym samym osiedla, wciąż pojawiają się prywatni przedsiębiorcy, których przyciągają atrakcyjniejsze stawki czynszowe za lokale na parterach bloków. – Pamiętajmy też, że dobrze zaprojektowane lokale w dobrej lokalizacji zawsze szybko znajdą najemcę – zapewnia Katarzyna Kwiatkowska. Jej zdaniem ostatnio wzrósł nieco popyt na lokale o powierzchniach przekraczających 500 mkw. – Deweloperzy, dochodząc do wniosku, że małe pomieszczenia jest łatwiej sprzedać, projektują dziś niemal wyłącznie nieduże powierzchnie – mówi Katarzyna Kwiatkowska. – Stąd wybór dużych lokali jest ograniczony – dodaje.
Z kolei Andrzej Brochocki z Kancelarii Brochocki Nieruchomości twierdzi, że klienci pytają głównie o lokale o powierzchni 50–100 mkw. – Poszukiwane są głównie oferty na parterach, do 100 zł za 1 mkw. miesięcznie. Najszybciej wynajmują się lokale w stanie deweloperskim – tłumaczy Brochocki.