Jeśli Pat dręczyły wątpliwości dotyczące jej inwestycji w dom na wynajem w Detroit, to potwierdziły się one w pełni w końcu lutego, kiedy to powiedziano jej, że nie dostanie już miesięcznego czynszu. Dlaczego? Poborca opłat został postrzelony, obrabowany i zmarł na ganku domu - czytamy na łamach "Guardiana".
Spiesz się!
Podobnie jak setki innych Brytyjczyków, którzy byli przekonywani do kupna nieruchomości w najbardziej dotkniętym kryzysem mieście Ameryki, nauczycielka mieszkająca w Bishop's Stortford w Hertfordshire, uwierzyła w obietnicę, że Detroit się wkrótce odrodzi. Teraz kobieta obawia się, że straciła 18 tys. odziedziczonych funtów, za które prawie dwa lata temu kupiła dom.
Brytyjczycy nabici w butelkę w Detroit [Galeria]
Tak jak wielu innych przekonywano ją do kupna 3-sypialnianego domu ze stałym lokatorem i obiecywano 20 proc. rentowność. Dzisiaj sama jest skarżona przez zarządcę nieruchomości za nieopłacone rachunki. Grozi jej utrata nieruchomości. Jak mówi, jej jedynym pocieszeniem jest to, że mogło być o wiele gorzej. Inni, którzy kupili po kilka domów, twierdzą, że stracili do 80 tys. funtów. Kiedy doniesienia o dramatycznym upadku miasta pojawiły się w nagłówkach gazet, inwestorzy z całego świata (w szczególności z Chin) zostali zasypani ofertami sprzedaży domów, czasem za mniej niż kosztuje używana para butów - czytamy na łamach "Guardiana".
Historia Pat zaczyna się w 2012 roku, kiedy to szukała sposobów na zainwestowanie odziedziczonych pieniędzy. Pewnego razu, choć nie jest pewna jak do tego doszło, kobieta trafiła do londyńskiej agencji nieruchomości. Jednej z wielu, które sprzedawały nieruchomości w Detroit. Firma obiecywała jej "niekłopotliwą, w pełni zarządzaną inwestycję w domy w Detroit".