Afera nieruchomościowa w Wielkiej Brytanii

Nawet po 80 tys. funtów stracili inwestorzy kupujący domy w Detroit. Stali się właścicielami ruin ze zdziczałymi psami zamiast najemców.

Aktualizacja: 08.08.2014 16:05 Publikacja: 08.08.2014 10:56

Inwestorom obiecywano, że inwestycja w domy w Detroit przyniesie wielkie zyski

Inwestorom obiecywano, że inwestycja w domy w Detroit przyniesie wielkie zyski

Foto: Bloomberg

Jeśli Pat dręczyły wątpliwości dotyczące jej inwestycji w dom na wynajem w Detroit, to potwierdziły się one w pełni w końcu lutego, kiedy to powiedziano jej, że nie dostanie już miesięcznego czynszu. Dlaczego? Poborca opłat został postrzelony, obrabowany i zmarł na ganku domu - czytamy na łamach "Guardiana".

Spiesz się!

Podobnie jak setki innych Brytyjczyków, którzy byli przekonywani do kupna nieruchomości w najbardziej dotkniętym kryzysem mieście Ameryki, nauczycielka mieszkająca w Bishop's Stortford w Hertfordshire, uwierzyła w obietnicę, że Detroit się wkrótce odrodzi. Teraz kobieta obawia się, że straciła 18 tys. odziedziczonych funtów, za które prawie dwa lata temu kupiła dom.

Brytyjczycy nabici w butelkę w Detroit [Galeria]

Tak jak wielu innych przekonywano ją do kupna 3-sypialnianego domu ze stałym lokatorem i obiecywano 20 proc. rentowność. Dzisiaj sama jest skarżona przez zarządcę nieruchomości za nieopłacone rachunki. Grozi jej utrata nieruchomości. Jak mówi, jej jedynym pocieszeniem jest to, że mogło być o wiele gorzej. Inni, którzy kupili po kilka domów, twierdzą, że stracili do 80 tys. funtów. Kiedy doniesienia o dramatycznym upadku miasta pojawiły się w nagłówkach gazet, inwestorzy z całego świata (w szczególności z Chin) zostali zasypani ofertami sprzedaży domów, czasem za mniej niż kosztuje używana para butów - czytamy na łamach "Guardiana".

Historia Pat zaczyna się w 2012 roku, kiedy to szukała sposobów na zainwestowanie odziedziczonych pieniędzy. Pewnego razu, choć nie jest pewna jak do tego doszło, kobieta trafiła do londyńskiej agencji nieruchomości. Jednej z wielu, które sprzedawały nieruchomości w Detroit. Firma obiecywała jej "niekłopotliwą, w pełni zarządzaną inwestycję w domy w Detroit".

Powiedziano jej, że w domu mieszka lokator, a najem przynosi całkiem niezłe zyski. Czynsz w jej przypadku był gwarantowany na co najmniej trzy miesiące. Pat mówi dziennikarzom "Guardiana", że cała procedura sprzedaży przebiegała gładko. Kupującym obiecywano stałych lokatorów, mających wsparcie rządu. Czynsz był gwarantowany. Pat i inni kupujący, którzy się zgłosili do redakcji "Guardiana", twierdzą, że pracownicy londyńskiej firmy wielokrotnie ich zapewniali ich o przeprowadzonej analizie opłacalności. Klienci mogą mieć więc pełne zaufanie do zawieranych umów.

Sprzedawca w brytyjskiej firmie poinformował Pat w mejlu, że "kierownictwo działu nieruchomości donosi o znaczącym braku 4-sypialnianych domów w Detroit. Większość naszych nieruchomości jest sprzedawana w ciągu 48 godzin po otrzymaniu mejla, tak więc prosimy nie przegapić szansy zapewnienia sobie wysokich zysków" - zachęcał handlowiec. Inny inwestor z Londynu opowiada, że zapewniano go, że "kupuje nie tylko dom, ale cały pakiet inwestycyjny gwarantujący 23 proc. roczną rentowność". Klient twierdzi, że zgodnie z tym, co mówił sprzedawca, najważniejszą sprawą jest lokalizacja, a "on zna Detroit na wylot".

Wystawiają rachunki

Ostatecznie w listopadzie 2012 roku Pat zgodziła się zapłacić 27 tys. dol. (18 tys. funtów) za 3-sypialniany dom. Cena obejmowała 1,5 tys. funtów prowizji dla firmy. Inna, również brytyjska firma, która zarządza jej nieruchomością, początkowo zapłaciła Pat 625 dol. czynszu, potrącając 875 dol. za utrzymanie bojlera.

- Nasz poborca czynszów został zastrzelony podczas zbierania opłat ostatniej nocy. Zebrane pieniądze zostały skradzione - mogła przeczytać w liście od firmy. Powiedziano jej, że może zostać przeniesiona do innej, lokalnej spółki zarządzającej nieruchomościami. Potem poinformowano Pat, że jej lokator przestał płacić czynsz. Firma miała zaś ponieść koszty jego eksmisji. I teraz dochodzi ich zwrotu od Pat. Nie chcąc tracić więcej pieniędzy na przeklętą inwestycję, kobieta oswaja się z myślą o utracie domu, podczas gdy żądania firmy zarządzającej wzrosły wobec niej z 1,4 do 5,4 tys. dol.

Pat podkreśla na łamach "Guardiana", że firma nie zadbała o znalezienie następnego lokatora. Jej dom stoi teraz pusty. Inni, którzy płacili lokalnym zarządcom, spotkali się z jeszcze większymi rachunkami. Natomiast nie było nigdy mowy o lokatorach. Pat opowiada dziennikarzom "Guardiana", że grupa ok. 30 inwestorów spotkała się ostatnio w Londynie, by porównać swoje historie. Okazało się, że ktoś kupił kilka domów w pakiecie, inwestując ponad 55 tys. funtów. Wszystkie historie były podobne. Jedna z kobiet oświadczyła, że straciła wszystko. Jest bliska samobójstwa. Niektórzy poprosili mieszkańców Detroit, by obejrzeli nieruchomości, w które zainwestowali, i by uwiecznili to na wideo, tylko po to, by przekonać się, że kupili ruiny.

Jeden z członków grupy, który chce pozostać anonimowy, powiedział "Guardianowi", że kupił podobną nieruchomość w prawie identycznych jak Pat okolicznościach, płacąc ok. 18 tys. funtów. W jego przypadku obiecywano 5-miesięczny czynsz. Na początku czynsz był rzeczywiście płacony co miesiąc. Jednakże kiedy jego lokator się wyprowadził, poprosił lokalnego agenta o sprawdzenie jego domu.

Raport go zaszokował. Twierdzi, że w domu żyją zdziczałe psy. Budynek to kompletna ruina. Bojler i inna armatura zostały usunięte. Lokalny agent stwierdził, że dom wygląda tak, jakby od lat nikt w nim nie mieszkał. Nabywca mówi, że był jeszcze bardziej zaskoczony, gdy prywatny detektyw powiedział mu, że podczas tego okresu wynajmu w domu nie były podłączone żadne media. Z kolei agent poinformował go, że próbował sprzedać dom, ale okazało się, że cena nie pokryje nawet kosztów transakcji.

Uwaga! Okazja

Inwestor godzi się na to, że nie odzyska swoich pieniędzy. Jednakże Pat jest mniej wyrozumiała. - Dziś wiem, że byłam naiwną idiotką. Wygląda na to, że straciłam cały spadek po ojcu - mówi na łamach "Guardiana". - Teraz chcę wszystkich ostrzec. Próbuję zrobić wszystko, co można, by powstrzymać tych ludzi przed łamaniem życia innym - podkreśla. Mówi, że to, co najbardziej ją denerwuje, to fakt, że te firmy mogą nadal prowadzić swoją działalność, bo nie istnieje prawo, które mogłoby je powstrzymać.

Kierujący brytyjską firmą, która sprzedała dom Pat, zaprzecza, że kobieta została oszukana. Twierdzi, że firma nie robi nic złego. Ma ona prowadzić wyłącznie marketing nieruchomości w Detroit. Z kolei przedstawiciel kolejnej firmy zapewnia "Gurdiana", że na jednego klienta, który zgłasza problem, przypada dziesięciu zadowolonych. Ale nie podał do nich telefonów, mimo że dziennikarze o nie prosili. Pracownik tej firmy dodawał też, że gdy tylko uświadomił sobie problemy swoich klientów, zaprzestał marketingu nieruchomości w Detroit. Skarżył się, że także od niego człowiek z lokalnej firmy zarządzającej żądał pieniędzy. Zależy mu więc, tak jak wszystkim, by w tej sprawie przeprowadzić dochodzenie.

Dawny szef firmy, od której Pat kupiła nieruchomość, prowadzi teraz osobną spółkę i sprzedaje domy w Wielkiej Brytanii, głównie kwatery dla studentów. Inni pracownicy firm prowadzą stronę internetową oferując domy w USA. Z kolei spółka zarządzająca domem Pat w Detroit odpowiedzialność zrzuca na sprzedawcę. Twierdzi, że sprzedaż nieruchomości nie była należycie prowadzona. - Jesteśmy profesjonalną firmą, która odziedziczyła lokatora niepłacącego czynszu. Dlatego zgodnie z podpisaną umową podjęliśmy jego eksmisję - mówi pracownik firmy. Wydaliśmy 1,5 tys. dol. zajmując się jej nieruchomością, i teraz chcemy te pieniądze odzyskać. Jak na razie pani Pat zapłaciła nam zaledwie 350 dol.

Przemysł samochodowy dawno się z Detroit wyprowadził. Miasto ogłosiło bankructwo w 2013 r. To miejsce z najwyższymi wskaźnikami przestępczości wśród wielkich miast USA. Miasto straciło prawie dwie trzecie swojej 2,2 mln populacji od 1950 roku. Pomimo doniesień, przedsiębiorczy agenci nadal próbują znaleźć skłonnych do ryzyka (albo skrajnie głupich - do wyboru) brytyjskich inwestorów, gotowych wierzyć, że miasto się odrodzi, których kusi okazja zakupu całego domu za cenę używanego forda - pisze "Guardiana".

Jeden z portali reklamował ostatnio 135 nieruchomości w mieście na zlecenie firmy z Wielkiej Brytanii, poczynając od domu za zaledwie 8,9 tys. dol. w hrabstwie Wayne. Jak wiele innych, ogłasza się nieruchomość "jako mającą lokatora z długą umową najmu".

Sprzedawcy zapewniają, że jest także opcja wzrostu czynszu w najbliżej przyszłości, pomimo dowodów, że całe części miasta są opuszczone i przypominają "ziemię rolną". Domy w ogłoszeniach są oferowane jako "niewiarygodne okazje". Obiecuje się 30 proc. rocznej rentowności.

Jeśli Pat dręczyły wątpliwości dotyczące jej inwestycji w dom na wynajem w Detroit, to potwierdziły się one w pełni w końcu lutego, kiedy to powiedziano jej, że nie dostanie już miesięcznego czynszu. Dlaczego? Poborca opłat został postrzelony, obrabowany i zmarł na ganku domu - czytamy na łamach "Guardiana".

Spiesz się!

Pozostało 96% artykułu
Nieruchomości
Robyg wybuduje osiedle przy zabytkowym browarze Haasego. Prawie 1,5 tys. mieszkań
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nieruchomości
Rynek nieruchomości rok po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Mieszkaniówka na karuzeli
Nieruchomości
Polska centralna. Magnes na firmy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nieruchomości
Przez wynajem na doby wspólnota zapłaci więcej