Pod młotek trafia coraz więcej mieszkań i domów. – W 2010 r. doliczono się ponad 100,8 tys. zajęć nieruchomości. Rok później liczba ta urosła do 157,2 tys. – podaje Jarosław Jędrzyński, analityk portalu RynekPierwotny.com. – W latach 2010–2011 komornicy zlicytowali odpowiednio 3657 i 4476 nieruchomości. Teraz takie dane trudno uzyskać. Według moich szacunków liczba zająć nieruchomości może dziś wynosić co najmniej ćwierć miliona, a liczba licytacji to prawdopodobnie kilkanaście tysięcy rocznie – dodaje.
Uwaga! Pułapki
Informacje o licytowanych nieruchomościach znajdziemy w serwisie Krajowej Rady Komorniczej. W mieszkaniach można przebierać. – W 2012 r. pojawiło się nieco ponad 14 tysięcy obwieszczeń o pierwszej lub drugiej licytacji nieruchomości. Rok później opublikowano już 24 687 ogłoszeń. Tylko od stycznia do maja tego roku o licytacjach nieruchomości komornicy zdążyli poinformować już 14261 razy – podaje Jarosław Jędrzyński. Według niego pod koniec roku liczba takich ogłoszeń może sięgać ok. 40 tys.
Analityk portalu RynekPierwotny.com zwraca uwagę na rosnące zainteresowanie mieszkaniami na licytacjach. Powodem jest m.in. możliwość kupna nieruchomości często poniżej jej rynkowej wartości.
Katarzyna Brzezińska z Grupy Emmerson przypomina, że aby nieruchomość trafiła na licytację, komornik musi zlecić jej oszacowanie, którego dokonuje rzeczoznawca majątkowy. – Kwota z operatu powinna odpowiadać wartości rynkowej sprzedawanej nieruchomości. Cena wywoławcza mieszkania, które trafia na pierwszą licytację, to trzy czwarte kwoty oszacowania – podaje przedstawicielka Emmersona.
Jeśli nie znajdzie się chętny, cena wywoławcza podczas drugiej licytacji spada do dwóch trzecich wartości oszacowania. – Kupno mieszkania na licytacji to tzw. nabycie pierwotne. Oznacza to, że nabywca nie martwi się obciążeniami hipotecznymi czy wadami prawnymi, ponieważ wierzyciele hipoteczni są spłacani w pierwszej kolejności – tłumaczy Katarzyna Brzezińska. – Chętni na takie nieruchomości muszą się jednak liczyć z konkurencją. Kilku zainteresowanych podbija cenę, która może dojść do stawki rynkowej – zauważa. Jarosław Jędrzyński zwraca uwagę na przypadki oszacowania ceny nieruchomości przez rzeczoznawcę, który jej nie oglądał, bo nie został wpuszczony do środka przez właściciela.