Kopenhaga ma 390 km tras rowerowych, są one wykorzystywane bardziej intensywnie niż w polskich miastach: aż 62 proc. mieszkańców stolicy Danii dojeżdża rowerem do pracy lub szkoły; transport publiczny wybiera 11 proc., a samochód jedynie 9 proc. obywateli. W 2016 r. liczba rowerów (265 tys.) w Kopenhadze przekroczyła liczbę samochodów (252 tys.). Wciąż powstają nowe rowerowe trasy, kładki i mosty. Miasto wprowadza udogodnienia, takie jak sygnalizacja świetlna dla rowerów sterowana za pomocą czujników ruchu czy tablice informacyjne pomagające unikać rowerowych korków.
Popularnością cieszy się aplikacja o nazwie I Bike CPH, w której zaznaczono trasy zielone i bezpieczne, dobre także dla najmłodszych uczestników ruchu. Nic dziwnego, że w miastach takich jak Nowy Jork powstają tzw. ścieżki kopenhaskie, czyli wysokiej klasy drogi dla rowerów, nazywane rowerowymi autostradami.
Zrównoważony transport
– Rozwój polskich miast osiągnął punkt zwrotny. Przestajemy tworzyć przestrzeń miejską głównie dla samochodów prywatnych. Zaczynamy dbać o wysoką jakość życia w miastach, dlatego miejsca dla bardziej zrównoważonych opcji transportowych będzie coraz więcej – uważa Adam Jędrzejewski ze Stowarzyszenia Mobilne Miasto. – Samochód jest drogi w utrzymaniu i eksploatacji. Wiemy również, jak negatywny wpływ ma na środowisko naturalne. Rower jest za to tani i ekologiczny.
Według niego dobrym rozwiązaniem jest promowanie transportu współdzielonego oraz multimodalnego, który polega na użyciu dwóch lub więcej rodzajów transportu podczas jednej podróży. W praktyce może to oznaczać np. wybór roweru na początku trasy, kontynuowanie jazdy tramwajem i osiągnięcie celu przy użyciu innego roweru czy urządzenia transportu osobistego. Pomocne mogą być tu rowery publiczne. W Warszawie, gdzie działa rozbudowany system Veturilo, jeden z największych w Europie (ok. 800 tys. zarejestrowanych użytkowników), w ubiegłym roku rowery wypożyczano ponad 6,4 mln razy.
Transport multimodalny udało się wprowadzić w największym mieście świata Tokio, zamieszkanym przez niemal 40 mln ludzi. W wyniku wzmożonego zainteresowania rowerami, wywołanego po części polityką miejską przed igrzyskami olimpijskimi 2020 roku, już 4 mln tokijczyków dojeżdżają na rowerach do stacji kolejowych, skąd jadą dalej. Przemierzanie rowerem tak ogromnej metropolii jak Tokio jest niemożliwe, natomiast wykorzystywanie go jako elementu podróży bardzo podnosi jakość życia w mieście. Dzięki mobilizacji Japończyków Tokio znalazło się na prestiżowej liście 20 miast najbardziej przyjaznych rowerzystom (Copenhagenize Bicycle Friendly Cities Index) obok Berlina, Montrealu czy Barcelony. Na razie nie ma na niej żadnego miasta z Polski.
Na sukces w rankingach pracuje Londyn, po którego centrum jeździ 200 tys. rowerzystów. – Londyńska scena rowerowa przez długi czas była zdominowana przez żwawych młodych chłopaków na szybkich rowerach, odzianych w specjalistyczne stroje: owoc dzikiej kultury drogowej i braku infrastruktury przeznaczonej dla rowerzystów – relacjonuje Peter Walker, autor bestsellerowej książki „Jak rowery mogą uratować świat?". – Teraz zaczęli jeździć też inni: starsi, młodsi, wolniejsi, noszący codziennie ubrania, i nikt z nich nie jeździ na lekkich wyścigówkach o ultracienkich oponach – dodaje Walker.