7. Akademik
Model najmu zwrotnego sprawdza się też w segmencie mieszkań dla studentów. Właśnie im oferuje mieszkania część inwestorów kupujących domy i mieszkania na wynajem. Pojawia się tu jednak ryzyko dewastacji, a także nie wszyscy inwestorzy czują się na siłach, aby kontrolować stan mieszkania i pilnować studentów, aby ci nadmiernie nie naprzykrzali się sąsiadom. Dla osób, które szukają zysków w studenckich portfelach, a przy tym oczekują inwestycji bezobsługowej, rozwiązaniem może być zakup nieruchomości w akademiku zarządzanym przez firmę.
W Polsce takie rozwiązania wciąż nie wychodzą poza plany deweloperów, ale np. w Wielkiej Brytanii znaleźć można całą masę tego rodzaju ofert inwestycyjnych. Można dzięki nim stać się właścicielem zarówno pojedynczego pokoju, jak i znaleźć oferty sprzedaży całych działających od lat akademików. W efekcie czynsz może być wypłacany w z góry określonej wysokości, być zależny od zysków generowanych przez cały obiekt albo też za sterami zarządcy obiektu staje sam inwestor.
I tak na przykład w Leeds (Wielka Brytania) na nabywców czekają pojedyncze pokoje w działającym już od ponad dekady akademiku. Ceny pojedynczych pokoi zaczynają się od 49 tys. GBP, a przychody właścicieli mają wynosić przez pierwsze 3 lata po 8 proc. wartości nieruchomości rocznie. W Manchesterze za pojedynczy pokój trzeba zapłacić od 18,5 do 30 tys. GBP, a roczny zysk z wynajmu przez 48 tygodni w roku ma wynosić niecałe 2 tys. GBP. Od razy trzeba zaznaczyć, że szacunki te zakładają optymistyczny poziom obłożenia obiektu.
Można też zostać właścicielem całego akademika. Takie nieruchomości ma w ofercie firma Savills. I tak z jednej z nich dowiadujemy się, że na nowego nabywcę czeka akademik w Cardiff. Budynek mieści 77 lokali i 103 pokoje dwuosobowe. Akademik działa od 2010 roku w ostatnim roku wygenerował zysk w kwocie prawie 621 tys. GBP. Właściciel czeka na oferty w kwocie przynajmniej 8,5 mln GBP. Przy tej cenie rentowność całego biznesu wynosiłaby 7,3 proc. rocznie. Jest to pewien punkt odniesienia dla potencjalnych inwestorów. Jeśli bowiem posiadając cały obiekt właściciel może liczyć na jednocyfrową rentowność, to obietnice dwucyfrowych zysków powinny być traktowane z rezerwą.
8. Mieszkanie na krótko to nowy hotel
Kolejnym rozwiązaniem wciąż rzadko nad Wisłą popularnym jest najem krótkoterminowy. Chodzi tu o mieszkania wynajmowane na doby, które stanowią alternatywę dla hoteli. Lokale takie oferują przeważnie powierzchnię większą niż pokoje hotelowe i posiadają kuchnię. Najczęściej klienci mogą też liczyć na usługi dodatkowe charakterystyczne dla hoteli (sprzątanie, pranie, wyżywienie).
Popularność najmu krótkoterminowego rośnie głównie z dwóch powodów. Jest to rozwiązanie preferowane przez osoby znudzone hotelowym standardem. Do tego dochodzi kwestia ceny - przeważnie niższej niż w hotelach. Z rozwiązania tego korzystają więc nie tylko turyści, ale też firmy często rotujące kadry pomiędzy różnymi zakątkami świata. Z drugiej strony – dla właścicieli – zachętą do oferowania swoich lokali na krótkie okresy są przychody przeważnie dwukrotnie wyższe niż przy zwykłym długoterminowym wynajmie.
Problem w tym, że w wielu krajach najem krótkoterminowy wypychany jest do szarej strefy. Na przykład w Londynie nielegalne jest wynajmowanie nieruchomości na krócej niż trzy miesiące. W Nowym Jorku problemy mogą pojawić się przy umowach krótszych niż 30 dni. W Singapurze natomiast w wynajmowanym na krótki termin lokalu musi też mieszkać właściciel – wynika z informacji zebranych przez Knight Frank. Pomimo tych obostrzeń rynek szybko się rozwija.
Najwięcej ofert najmu krótkoterminowego znaleźć można w Ameryce, gdzie tego typu oferty powstały już w latach 80-tych. Jak wynika z szacunków firmy Apartment Service w Ameryce oferowanych w tym modelu jest obecnie około 414 tys. lokali. Na drugim miejscu plasuje się Europa z niewielkim wynikiem na poziomie około 100 tys. ofert. Tu jednak najszybciej ten rynek rósł w 2015 roku (42% r/r). Dalej plasują się: Azja (67 tys.) Australia i Ameryka Południowa (po 54 tys.), Bliski Wschód ( 52 tys.). i Afryka (8 tys.). Dla porównania w Polsce wszystkich mieszkań wynajmowanych na zasadach rynkowych (zarówno na krótki, jak i długi termin) jest 550 tys. – wynika z szacunków opartych o dane Eurostatu. Światowy rynek najmu krótkoterminowego jest więc o połowę większy niż cały rodzimy rynek najmu.
9. Zakup spekulacyjny
Znacznie bardziej ryzykownym, niż wcześniej wspomniane niecodzienne sposoby inwestowania na rynku nieruchomości, jest zakup spekulacyjny. Polega on na nabyciu mieszkania na rynku pierwotnym, najlepiej tuż po tym, jak deweloper rozpocznie sprzedaż, np. w systemie 10/90.
Polega on na tym, że 10 proc. wartości wpłaca się przy podpisaniu umowy przedwstępnej, a 90 proc. przy umowie ostatecznej. Inwestor nie dąży jednak do podpisania umowy ostatecznej, ale do dokonania cesji swoich praw do nabycia nieruchomości na innego nabywcę. W takiej sytuacji korzysta się z efektu dźwigni finansowej, co wielokrotnie zwiększa możliwy do osiągnięcia wynik (zysk lub stratę).
Na liczbach wygląda to następująco: załóżmy, że inwestor podpisuje umowę przedwstępną na lokal o wartości 500 tys. zł, wpłacając zadatek na poziomie 50 tys. zł. Gdyby inwestorowi udało się znaleźć kogoś, kto za tę nieruchomość skłonny byłby zapłacić 550 tys. zł, czyli o 10 proc. więcej, to możliwe byłoby zrealizowanie zysku na poziomie 100 proc. (przed potrąceniem kosztów). Teoretycznie bowiem za wejście w buty pierwotnego nabywcy, który wpłacił już na konto dewelopera 50 tys. zł, wtórny nabywca skłonny jest zapłacić 100 tys. zł (50 tys. zł jako część ceny mieszkania i 50 tys. zł jako odstępne).
Gdyby jednak cena nieruchomości nie wzrosła i dodatkowo inwestor nie znalazłby nabywcy na swoje prawo do zakupu lokalu, musiałby albo wpłacić brakujące 450 tys. zł i kupić mieszkanie, albo naraziłby się na utratę wpłaconego zadatku. Inwestowanie w mieszkania w budowie na powyższych zasadach jest więc uzasadnione w okresach ożywienia na rynku bądź w okresach dużego dyskonta oferowanego przez deweloperów na początkowych etapach budowy.
10. Kontener pełen niewiadomych
Na koniec zostaje ciekawostka o bardzo hojnej obietnicy zysków, która co prawda nie jest nieruchomością, ale często do inwestycji w nieruchomości jest porównywana. Chodzi o niecodzienną ofertę inwestycyjną, jaką jest zakup blaszanego kontenera.
Jest to wielka metalowa skrzynia, która transportowana może być np. statkiem lub na naczepie ciężarówki. Po co ją kupować? Gdyby wierzyć ofertom zamieszczanym w internecie firmy działające na rynku morskiej spedycji skłonne są najmować takie kontenery płacąc co roku właścicielowi sporą część ich wartości. Szczegóły? Cena takiego kontenera wynosić może 2,5 tys. GBP, ale pojawiają się też oferty nieco droższe (4,1 tys. USD). Wynagrodzenie właściciela ma być regularnie wypłacane w kwotach z góry ustalonych lub zależnie od obłożenia.
W pierwszym przypadku zyski mogą wynosić 10-12 proc., a w drugim mogą sięgnąć nawet 26 proc. Kontener ma nadawać się do użycia przez około 15 lat i być w pełni ubezpieczony. Gdyby tego było mało firmy oferujące inwestycje w kontenery mówią też o gwarantowanej cenie odsprzedaży równej cenie zakupu po 3 latach inwestycji.
To wszystko już powinno zapalić czerwoną lampkę ostrzegawczą, a to nie wszystkie informacje jakie można znaleźć na temat tej propozycji. Co ciekawe, inwestor nie wie gdzie jest jego kontener i nie może go zobaczyć. Ponadto firmy oferujące tego typu rozwiązania mają biura w Azji. Jest to o tyle uzasadnione, że Chińczycy generują spory popyt na kontenery, ale z punktu widzenia pojedynczego inwestora oznacza to utrudniony dostęp do informacji lub dochodzenia swoich praw, jeśli inwestycja nie dawałaby założonych zysków.
Do tego inwestycja tego typu nie jest nadzorowana przez rodzimy KNF lub odpowiednik z innego kraju. Nie znaczy to oczywiście, że to rozwiązanie jest klasyczną piramidą finansową, ale też takie ryzyko bez wątpienia istnieje i przestrzega przed nim sporo internetowych witryn. Każdy może sobie bowiem odpowiedzieć na pytanie dlaczego firmy spedycyjne skłonne byłyby wypłacać tak sowite wynagrodzenie właścicielom pojedynczych kontenerów? Rozliczanie tysięcy inwestorów wymaga przecież sporo zachodu. I w końcu czy same firmy spedycyjne, kupując tysiące kontenerów, nie otrzymałyby lepszej ceny niż pojedynczy inwestor - podsumowuje Bartosz Turek.