Dla porównania: gdyby mieszkania w Warszawie zdrożały o tysiąc złotych w przeliczeniu na mkw., to oznaczałoby to jedynie kilkunastoprocentowy wzrost cen. Te dwa przykłady obrazowo pokazują, na czym polega efekt bazy.
Nie jest to jedyny powód, dla którego ceny mieszkań w Katowicach i Łodzi mogły rosnąć. Warto też zwrócić uwagę na rentowność wynajmu. W tych miastach mieszkania są relatywnie tanie w zakupie, a dosyć drogo można je wynająć.
- Stąd zarówno Łódź jak i Katowice uchodzą za miasta, w których na wynajmie można zarobić relatywnie dużo. To może się przekładać na popyt na mieszkania ze strony inwestorów. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że zarobki w Katowicach są jednymi z najwyższych w kraju, co może też sprzyjać wzrostom cen mieszkań. W Łodzi sytuacja nie jest już tak oczywista, choć i tak Łódź zajmuje wysokie miejsce w gronie miast wojewódzkich pod względem tego ile metrów lokalu można kupić za przeciętną pensję. Do tego dodać można, że część mieszkańców Łodzi pracuje w niedaleko położonej Warszawie, gdzie poziom wynagrodzeń jest w krajowej czołówce - podkreśla analityk Open Finance.
W Rzeszowie w III kwartale 2006 roku za metr używanego „M" płaciło się niecałe 2,6 tys. zł. Z bieżącego punktu widzenia jest to bardzo atrakcyjna stawka, ale 10 lat temu wynik ten nie był wcale najniższym w kraju.
- Efektem niskiej bazy nie da się więc w pełni wytłumaczyć dlaczego w Rzeszowie ceny mieszkań tak dynamicznie wzrosły. Pomóc w tym może fakt, że w latach 2005-2015 liczba ludności w Rzeszowie wzrosła o 17,3 proc. Obok Zielonej Góry jest to najwyższy wynik w gronie miast wojewódzkich, przy niemal zerowym wzroście liczby ludności w skali całego kraju. Do tego warto dodać, że w Rzeszowie w ciągu dekady wynagrodzenia wzrosły najmocniej (o 75 proc.) w gronie miast wojewódzkich. To wszystko świadczy o sprzyjających warunkach dla wzrostów cen - podkreśla analityk Open Finance.
Najsłabiej we Wrocławiu i Krakowie