Ministerstwo Sprawiedliwości zmieniło projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Chce, by państwo w latach 2018–2028 przeznaczyło 30 mld zł na wypłatę rekompensat dawnym właścicielom i ich spadkobiercom, którym nieruchomości odebrano po II wojnie światowej na podstawie różnych dekretów. Wypłaty będą w transzach. W przyszłym roku będzie to 4 mld zł, w 2019 r. – 6 mld zł, w 2020 r. – 4 mld zł, 2021 r. – 4 mld zł, a w każdym kolejnym roku po 2 mld zł.
– Jest więc szansa, że państwo wypłaci rekompensaty w miarę szybko, nie będzie odwlekać realizacji roszczeń w nieskończoność – uważa Maciej Obrębski, adwokat specjalizujący się w reprywatyzacji.
Innego zdania jest Łukasz Bernatowicz, radca prawny. – To kropla w morzu potrzeb. Na realizację roszczeń dotyczących gruntów warszawskich trzeba będzie wydać ok. 20 mln zł, a gdzie reszta?
O tym, że pieniędzy może być za mało, doskonale wie Ministerstwo Finansów. W projekcie pojawił się więc przepis przewidujący, że gminy będą wpłacać na fundusz reprywatyzacji równowartość połowy rekompensaty, jaką otrzymają dawni właściciele i ich spadkobiercy za nieruchomości, z których samorządy teraz korzystają. Będą się też dzielić dochodami ze sprzedaży nieruchomości, z rocznych opłat za użytkowanie wieczyste, z czynszu dzierżawnego i najmu.
– Gminy skorzystały na tym, że zostały uwłaszczone na gruntach objętych roszczeniami. Po wejściu w życie ustawy skorzystają powtórnie. Tysiące postępowań, w których uczestniczą, zostanie umorzonych. Nie będą musiały wypłacać miliardowych odszkodowań z tytułu bezumownego korzystania z nieruchomości, co teraz im grozi w razie podważenia nacjonalizacji – tłumaczy Kamil Zaradkiewicz z Ministerstwa Sprawiedliwości, współautor projektu.