I to właśnie przy okazji tego spotkania, jak podał „Welt am Sonntag”, pojawiła się propozycja przeniesienia badań do USA i zachowania ich ewentualnych pozytywnych wyników na wyłączność dla tego kraju. Oficjalnie strona amerykańska zaprzeczyła rewelacjom. Ale faktem jest, że tydzień po wizycie w Waszyngtonie Menichella (notabene jest to obywatel amerykański) odszedł z CurVac, a jego miejsce zajął założyciel firmy Ingmar Hoerr. W sprawie CureVac miał się spotykać niemiecki rząd, a temat pojawił się nawet podobno w telekonferencji G7, czyli liderów najpotężniejszych gospodarek świata, w której brał udział Donald Trump, a w imieniu UE – przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.
– Podkreśliliśmy, że w sprawie szczepionki trzeba działać razem – powiedziała potem Ursula von der Leyen. I w tym samym dniu Komisja Europejska obiecała CureVac gwarancje sięgające 80 mln euro na kredyt, który firma negocjuje z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym.
CureVac to niejedyne laboratorium, którego badacze pracują nad szczepionką na koronawirusa. Ale metody stosowane w Tybindze uznawane są za bardzo obiecujące. Mogą bowiem przynieść rozwiązanie szybciej, bez efektów ubocznych i umożliwić od razu produkcję wielkiej liczby dawek. Ich pomysłodawcą jest założyciel CureVac Ingmar Hoerr, a jedną z najważniejszych osób w firmie jest Polka Mariola Fotin-Mleczek.
W skrócie: różnica między podejściem nowoczesnym, stosowanym przez CureVac, a podejściem tradycyjnym polega na tym, że szczepionej osobie nie wstrzykuje się samego wirusa w nieaktywnej formie, ale tylko informację genetyczną umożliwiającą wyprodukowanie kluczowego białka wirusa i w reakcji na to – przeciwciał. W razie pojawienia się prawdziwego wirusa człowiek będzie już w stanie sam wyprodukować przeciwciała.
Testy już trwają
Dzięki takiemu podejściu nie powinno być efektów ubocznych, bo ludzie nie dostają w szczepionce wirusa. Poza tym można ją opracować szybciej. Wreszcie, daje się wyprodukować aż 10 milionów dawek w jednym cyklu, który trwa zwykle kilka tygodni. Podobne metody stosują dwie inne firmy, które również pracują nad tą szczepionką – amerykańska Moderna oraz niemiecka BioNTech, która współpracuje z koncernem farmaceutycznym Pfizer. Prace CurVac zostały uznane za na tyle obiecujące, że w styczniu firma dostała ponad 8 mln USD od walczącej z epidemiami organizacji charytatywnej CEPI (Coalition for Epidemic Preparedness Innovations) finansowanej m.in. przez Fundację Melindy i Billa Gates.
Tymczasem w USA rozpoczęły się już testy kliniczne pierwszej próbnej szczepionki wyprodukowanej przez wspomnianą amerykańską firmę Moderna. W poniedziałek w Seattle dostał ją pierwszy ochotnik, w sumie testy kliniczne obejmą 45 osób. Ta szczepionka, podobnie jak w metodzie opracowanej w Tybindze, nie zawiera koronawirusa, ale określony odcinek RNA, który zawiera instrukcje budowy receptora znajdującego się na powierzchni wirusa. To na razie pierwsze testy kliniczne, pełna ocena może potrwać od roku do półtora. Przedstawiciele CureVac twierdzą jednak, że czas można skrócić, jeśli władze po pierwszych testach uznają, że nowa metoda rzeczywiście nie przynosi skutków ubocznych, nie ma więc ryzyka w zastosowaniu jej na masową skalę.