Okazało się, że to bardziej efektywny sposób stosowania szczepionek niż tradycyjny, polegający na wstrzyknięciu substancji domięśniowo. Po zaszczepieniu zwierząt za pomocą sprzętu do robienia tatuaży poziom przeciwciał w ich organizmach był aż 16 razy wyższy niż po podaniu zastrzyku. W ten sposób myszy stały się odporne na wirusa brodawczaka ludzkiego (HPV), który wywołuje raka szyjki macicy.

Uczeni uważają, że silniejsza reakcja układu odpornościowego zwierząt wiązała się z szybkimi wibracjami igły, w wyniku czego doszło do powstania na skórze rany i zapalenia. – Tkanka została zniszczona, co zaalarmowało komórki układu odpornościowego, które zaczęły poszukiwać antygenów – tłumaczy Martin Mueller, główny autor badań z German Cancer Research Center w Heidelbergu. Nie bez znaczenia był również fakt, że w swoim doświadczeniu naukowcy użyli leku nowej generacji: szczepionki DNA. Zawiera ona geny kodujące antygeny konkretnych wirusów (w tym przypadku fragment białka HPV), przeciwko którym chcemy uzyskać odporność. O ile wiele szczepionek starego typu wymaga powtarzania szczepień, o tyle te wywołują silną i długotrwałą odpowiedź immunologiczną.

Badania nad nimi trwają dopiero od lat 90. XX wieku. Nie są jeszcze dostępne na rynku, ale wiele firm farmaceutycznych nad tym pracuje. Szczepionki DNA mogą bowiem być używane w zapobieganiu wielu chorobom, od grypy do raka. Jest to tym bardziej możliwe, że naukowcom udało się wreszcie obejść zasadniczy problem: małą ich efektywność.

Wątpliwe jednak, by lek w tatuażu mógł być używany przez każdego. Trudno wyobrazić sobie choćby dzieci godzące się na podobny zabieg.

Ból w większym stopniu byłby zapewne akceptowany w przypadku zapobiegania poważnym chorobom, na przykład nowotworom. Jak sugeruje Martin Mueller, przynajmniej z początku tatuowanie można wykorzystać w szczepieniach bydła. Wyniki badań Niemców zostały opublikowane w piśmie „Genetic Vaccines and Therapy“.