To nie piranie pojawiły się w polskich wodach, jak donosiły niedawno tabloidy, ale ich pozornie nieszkodliwi roślinożerni krewniacy. Pozornie, bo ryby te dysponują znacznie bardziej niebezpieczną bronią niż ostre zęby. Pseudopiranie znalezione w systemie ocieplanych wód elektrowni w Szczecinie były zakażone tropikalną przywrą nieznaną do tej pory nauce.
To jedno z wielu zagrożeń, jakie stwarzają przywleczone do Polski gatunki inwazyjne. Naukowcy z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie naliczyli ich już ponad 120, a dane te zamieścili w uruchomionej niedawno internetowej "Księdze gatunków obcych inwazyjnych w faunie Polski".
Dr Wojciech Solarz, współtwórca "Księgi", ocenia, że co trzecia ryba oraz co dziesiąty ssak, ptak i gad w Polsce to obcy naszej przyrodzie gatunek. Wymienione w dokumencie zwierzęta wypierają swoich polskich konkurentów, masowo pożerają inne gatunki, zarażają je chorobami, przemycają swoje geny do rodzimych populacji i podkopują gospodarkę.
Jak się tutaj dostają? Niezauważalnie przekraczają granice, przybywają do nas jako domowi pupile albo pasażerowie na gapę w wodach balastowych statków oceanicznych.
Jednym z takich niemile widzianych gości jest podobny do meduzy żebropław z gatunku Mnemiopsis leidyi, którego znaleziono w zeszłym roku w Zatoce Gdańskiej. Okazało się, że to, niestety, ten sam gatunek, który ponad dziesięć lat temu zaatakował morza: Czarne i Kaspijskie, gdzie niemal doprowadził do upadku rybołówstwa, zjadając larwy ryb i plankton.