Oceany mogą wezbrać nawet o siedem metrów, jeśli stopi się lodowiec w Zachodniej Antarktyce – ostrzegają kanadyjscy badacze na łamach „Science”. Badania z 2008 roku mówią o wzroście poziomu mórz o 2 m do 2100 roku, a raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, na którym opiera się strategia ONZ w kwestii globalnego ocieplenia, przewiduje podniesienie się poziomu oceanów o 20 – 70 cm do końca tego stulecia. Z pytaniem, kto ma rację, „Rz” zwróciła się do specjalisty bioklimatologii prof. Janusza Olejnika z Wydziału Melioracji i Inżynierii Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
[b]Rz: Dlaczego prognozy wzrostu poziomu mórz są tak różne?[/b]
[b]prof. Janusz Olejnik:[/b] Naukowcy nie są zgodni co do głównych przyczyn tego zjawiska. Większość uważa, że zasadniczym motorem nie jest topnienie lodowców, ale ekspansja termiczna wody. Chodzi o to, że zwiększa ona objętość pod wpływem ciepła. W modelowaniu wahań poziomu mórz trzeba też uwzględnić wiele innych parametrów. Te obliczenia są niestety podatne na nieścisłości. Jeden niewłaściwy czynnik może zmienić cały wynik.
[b]Topnienie lodowców nie jest więc decydującym czynnikiem?[/b]
Mimo że zjawisko to przybrało na sile w ostatnich latach, trzeba pamiętać o tym, że aż 75 proc. lodu pływającego w oceanach znajduje się pod wodą, a lód, rozpuszczając się, zmniejsza swoją objętość. Tak naprawdę na poziom mórz wpływają więc masy topniejącego lodu leżące ponad linią wody.