Samodzielnie oddychają. Ich serca biją. Są przytomni. Tyle że w wyniku uszkodzenia mózgu nic nie czują: ani głodu, ani strachu, ani bólu. Nie komunikują się z otoczeniem, nie są świadomi tego, że żyją. Chodzi o chorych znajdujących się w stanie wegetatywnym.
Jak wynika z najnowszych badań autorstwa dr. Josepha Giacino z JFK Rehabilitation Institute w New Jersey, nawet 40 proc. chorych może być zaliczanych do tej grupy omyłkowo. W rzeczywistości mogą znajdować się w stanie minimalnej świadomości.
[wyimek]Pacjenci nie reagują na nas, lekarzy. A wystarczy, by w pobliżu pojawiła się bliska ich sercu osoba, i dają znak życia[/wyimek]
A to oznacza, że choć nie zawsze potrafią nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym, to jednak zdają sobie sprawę ze swojego istnienia. Jeśli nawet nie przez cały czas, to chociaż przez krótkie chwile. Nieobce jest im odczuwanie emocji czy fizycznego bólu. Czasami potrafią zakomunikować innym, że są. Często im się to jednak nie udaje. A wtedy lekarze stawiają mylną diagnozę: stan wegetatywny.
Aż się prosi o pytanie, czy podobna sytuacja mogła mieć miejsce w przypadku Eluany Englaro, Włoszki, która zmarła na początku tego roku w wyniku przerwania sztucznego odżywiania. Wydarzenie to znalazło się na pierwszych stronach gazet. Podobnie jak wcześniej inna, podobna historia. Jej bohaterką była Terri Schiavo, kobieta z Florydy, którą odłączono w 2005 roku od aparatury podtrzymującej życie. Obie kobiety miały się znajdować w stanie wegetatywnym. Na całym świecie chorych w podobnym położeniu są setki tysięcy.