"Jej matka przyniosła mi dziś rano jakąś glistę długości 87 cali (2,2 m), którą chora zwymiotowała" - zanotował w 1825 roku pewien chirurg, podpisany „P. Power", podróżujący z Irlandii do Kanady.
Pacjentce, o której mowa, dwunastoletniej dziewczynce, pan Power zaordynował syrop z mąki jęczmiennej, ponczu na bazie koniaku i oleju terpentynowego. Po zażyciu tej mikstury chora wypluła trzy tasiemce. „Lekarstwo dobrze podziałało" - stwierdził medyk.
Relacja mister Powera jest jedną z tysięcy jakie pozostawili lekarze w dziennikach obowiązkowo prowadzonych na pokładach żaglowców marynarki brytyjskiej od końca wieku XVIII i prawie przez cały wiek XIX. Wymieniają one dolegliwości nękające pasażerów w czasie długich rejsów transoceanicznych w drodze do Nowego Świata. Relacje te wymieniają takie zdarzenia jak ukąszenia tarantul, skorpionów, choroby weneryczne. Przypadłości te stawały się tym groźniejsze, że poziom higieny na pokładach żaglowców był żałośnie niski.
Chirurg Henry Kelsall opisuje, w jak nędznych warunkach żyło 244 pasażerów żaglowca Juliana, w drodze do Australii w latach 1838-1839: „Prawie wszyscy byli chorzy, przerażeni i niezdolni do opiekowania się swoimi dziećmi. W wielu miejscach było jak w chlewie, ludzie moczyli pościel" - zanotował lekarz.. Chcąc doprowadzić do posprzątania zabrudzonych miejsc do spania, rekomendował dezynfekowanie ich mieszaniną siarki i pieprzu cayenne. Ale to nie zapobiegło śmierci czwórki pasażerów na gruźlicę.
Remedia przepisywane przez lekarzy były w warunkach oceanicznej żeglugi naprawdę „podstawowe". Na pierwszym miejscu figurował rum, koniak ale także - co dziś może się wydawać dziwaczne - tytoń. Chirurg Ben Lara relacjonował w 1802 roku, w jaki sposób zdołał uratować pewnego topielca: „Pewnego razu wyciągnęliśmy na pokład coś co przypominało ciało (...) Człowiek ten stał się ofiarą zemsty, jakiej na nim dokonano, wyrzucono go za burtę. Statek, który go uratował, niestety zatonął, i człowiek ten ponownie znalazł się w wodzie. Żeby go ożywić, przy pomoc rurki wtłoczyliśmy mu do płuc dym tytoniowy (...) Cztery godziny później całkowicie powrócił do zdrowia".