Zawartość toksycznej rtęci w oceanach bardzo wzrosła od czasu rewolucji przemysłowej tj. od XIX wieku. Francuscy naukowcy z Laboratoire Geosciences Environnement w Tuluzie w ciągu pięciu lat odbyli osiem badawczych rejsów oceanicznych pobierając tysiące próbek wody we wszystkich regionach globu, do głębokości 5 tys. metrów. Stwierdzili, że na północnym Atlantyku, zarówno w wodach powierzchniowych jak i głebinowych, zawartość rtęci jest dużo wyższa niż na Atlantyku południowym, w Pacyfiku i w Oceanie Południowym (wody wokół Antarktydy).
- Szacujemy, że do oceanów z powodu działalności człowieka — przemysłowej, rolniczej, turystycznej, itp — trafiło około 58 tys. ton rtęci. Z tego dwie trzecie znajduje się w górnej warstwie wody, do głębokości tysiąca metrów — wyjaśnia kierujący zespołem Lars-Eric Heimburger.
Mimo, że powstało już wiele modeli informatycznych określających zawartość rtęci w oceanach, naukowcy z Tuluzy po raz pierwszy zbadali koncentrację tego pierwiastka w zależności od głębokości i strefy geograficznej (wiadomość o tym zamieszcza pismo „Nature").
Rtęć odkłada się w rybach i w innych organizmach wodnych w postaci metylortęci, czyli organicznego związku tego metalu. Metylortęć charakteryzuje się wysoką toksycznością i łatwością wnikania do organizmu. Może być wchłaniana przez organizm zarówno drogą wziewną, pokarmową, jak i przez skórę. Wiąże się z białkami i wraz z krwią jest transportowana do tkanek i układów, głównie do mózgu oraz nerek i wątroby.
W środowisku wodnym, gdy jedne zwierzęta żywią się innymi, następuje jej bioakumulacja. W rezultacie, w ciałach największych morskich drapieżników: tuńczyków, mieczników i rekinów, odkłada się najwięcej metylortęci. Ludzie, zjadając ryby, przejmują od nich ten toksyczny związek.