Komary przenoszące malarię, gorączkę denga czy gorączkę zachodniego Nilu staną się realnym i powszechnym zagrożeniem w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu lat. To nie tylko efekt podnoszącej się temperatury, która umożliwia przetrwanie nowym, ciepłolubnym gatunkom owadów. Winna jest również globalizacja i migracje ludzi.
Obecność malarii w Europie nie powinna być zaskoczeniem. W południowej Polsce przypadki tej choroby notowano jeszcze w latach 20. XX wieku. Dopiero w 1968 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała nasz kraj za wolny od malarii.
Ale wygląda na to, że dobre czasy się skończyły. Komary przenoszące malarię pojawiły się w ostatnich latach w Grecji i we Włoszech. Chikungunya – choroba „pogiętych" ludzi powodująca silne bóle stawów – atakowała jeszcze do niedawna tylko takie „egzotyczne" miejsca, jak Mauritius, Seszele czy Reunion. Przez samoloty pojawiła się również we Francji i Włoszech.
– Komary przenoszące tę chorobę pojawiły się we Włoszech kilka lat temu – mówił prof. Antonio Cassone z włoskiego Narodowego Instytutu Zdrowia. – Wiemy, że wzrost temperatury i wilgotności sprawił, że klimat stał się bardziej tropikalny i teraz sprzyja rozwojowi tych komarów.
Podobnie jest z wirusem zachodniego Nilu: zachorowania rejestruje się obecnie w USA i Kanadzie, jak również w Europie Wschodniej.