– Przyjeżdżamy do pacjenta z zatrzymaniem akcji serca. Trwa akcja reanimacyjna. Na ekranie monitora EKG pojawia się płaska linia izoelektryczna. Robię masaż serca. Rodzina pacjenta oczekuje, że użyję defibrylatora. Tak przecież lekarze robią na filmach. Czy mam w takiej sytuacji tłumaczyć im, że to błąd? – zastanawia się Marcin Zawadzki, kierownik pogotowia ratunkowego w Oleśnicy i wykładowca wrocławskiej Akademii Medycznej. Taki zapis EKG jest przeciwwskazaniem do defibrylacji. Bodziec elektryczny mógłby pogłębić uszkodzenie. Rodzina wie swoje. Skarży się, że "nawet go nie strzeliliście". – Wielokrotnie miałem z tego powodu nieprzyjemności – mówi Zawadzki. Na szczęście płaska linia na monitorze pojawia się w życiu dużo rzadziej niż na filmach.
– Telewizyjne produkcje są potężnym narzędziem, które może służyć edukacji społeczeństwa w zakresie udzielania pierwszej pomocy – przyznaje dr Andrew Moeller z kanadyjskiego Dalhousie University. Niestety, roi się w nich od błędów. Potwierdziły to badania. Zespół Moellera przeanalizował 327 odcinków popularnych amerykańskich seriali, m.in. "Dr. House'a" (bohaterem jest cyniczny, ale genialny diagnosta o tytułowym nazwisku) i "Ostry dyżur" (akcja toczy się w chicagowskim szpitalu, jednym z lekarzy był George Clooney).
Naukowcy chcieli się dowiedzieć, czy telewizyjni doktorzy i pielęgniarki właściwie udzielają pomocy podczas ataku padaczki. Okazało się, że w połowie przypadków ich zachowanie było niezgodne ze sztuką lekarską. Popełniane na ekranie błędy polegały na powstrzymywaniu na siłę drgawek czy na wkładaniu w usta chorego twardego przedmiotu.
[srodtytul]Diagnostyczny banał [/srodtytul]
Jak sytuacja wygląda w przypadku polskich produkcji? – Pod względem merytorycznym serial "Na dobre i na złe" jest dość starannie zrealizowany – na temat filmu o losach lekarzy z Leśnej Góry (jedną z głównych ról gra Małgorzata Foremniak) mówi dr Jarosław Król, kardiolog ze Szpitala Bródnowskiego w Warszawie.