Śmiech to pierwotny, pierwszy sposób komunikacji. Śmieją się nie tylko ludzie, ale i małpy człekokształtne. Śmieją się psy i szczury. Potrafią to małe dzieci, zanim nauczą się mówić. Potrafią, mimo że nikt nie powiedział im, jak to robić. Dorośli z kolei często śmieją się mimowolnie, w specyficznym rytmie, w pewnych momentach rozmowy.

Primaaprilisowe psikusy często wywołują chichot. Ale jak się okazuje, na setkę wszystkich ludzkich uśmiechów, tylko 10-15 proc. jest reakcją na dowcip – wynika z badań neuropsychologa, Roberta Provine'a z Uniwersytetu Stanu Maryland w Baltimore. W większości przypadków stanowią one formę komunikatu w relacjach międzyludzkich. – To bardzo społeczne narzędzie – mówi neuropsycholog, który badaniem śmiechu zajmuje się od wielu lat. Porównuje go do uniwersalnego języka. Używając go, bez problemu mogą porozumieć się ze sobą osoby pochodzące z różnych kultur i kontynentów.

Badaniem skutków śmiechu zajął się z kolei profesor inżynierii biomedycznej, Jeffrey Burgdorf z amerykańskiego Uniwersytetu Northwestern. Dokładnie zaś badaniem tego, co dzieje się w mózgach szczurów, kiedy się cieszą. Okazało się, że w ich szarych komórkach dochodzi wówczas do produkcji czynnika wzrostu, który działa niczym środek antydepresyjny i przeciwlękowy. Prof. Burgdorf uważa, że podobny mechanizm może również zachodzić w mózgu śmiejącego się człowieka. Gdyby udało się to potwierdzić, dałoby to początek pracom nad nowym lekiem, łagodzącym napięcia psychiczne.

Naukowcy poważnie podchodzą do badań śmiechu. Inaczej niż osoby rozpatrujące przyznawanie na nie grantów. Sam temat często wzbudza wśród nich rozbawienie. Dlatego prof. Jeffrey Burgdorf stara się w podobnych okolicznościach unikać słowa "śmiech". – Piszę, że chodzi po prostu o badania reakcji na okazywanie pozytywnych emocji – przyznaje naukowiec.