Dieta ta zrobiła furorę w latach 90. ubiegłego wieku. Jej istota polega na tym, aby jeść mało mięsa, dużo ryb, owoców, warzyw, zamiast tłuszczów zwierzęcych używać oliwy z oliwek, do posiłków pić umiarkowane ilości czerwonego wina.
„Praktyka życiowa”, tradycja i „wieść gminna” niosły już od dawna, że taki sposób odżywiania jest zdrowy. Szkopuł polegał na tym, że uczeni, lekarze i dietetycy nie potrafili dowieść zgodnie z regułami obowiązującymi w nauce, że jest to fakt, a nie powszechne przekonanie.
Człowiek stosujący tę dietą różni się tyloma czynnikami od innego człowieka nie stosującego jej, ma inne predyspozycje genetyczne, żyje w innym środowisku, że porównywanie ich stanu zdrowia, ze względu na ich sposób odżywiania się, pod względem naukowym nie jest uzasadnione.
Epidemiolodzy z amerykańskiego Uniwersytetu w Bloomington znaleźli sposób na przeprowadzenie dowodu zgodnie z regułami naukowymi. Poddali analizie sposób odżywiania i stan układu krążenia 276 dorosłych bliźniąt jednojajowych. Korzystali z ankiet i danych archiwalnych. Chodziło o to, aby podłoże genetyczne badanych było takie samo, nawet w przypadku, gdy osoby te żyją w odmiennych warunkach i odżywiają się inaczej.
Za stosowanie w diecie „elementów śródziemnomorskich”, przyznawano poszczególnym osobom punkty. Okazało się, że występuje wyraźna korelacja między ilością punktów a stanem serca i układu krążenia. Im punktów więcej, tym serce pracuje rytmiczniej; im więcej punktów, tym mniej kłopotów z ciśnieniem i cholesterolem. Badacze z Indiany stwierdzili, że dieta śródziemnomorska — w badanej grupie — zredukowała ryzyko przedwczesnej śmierci z powodu chorób układu krążenia o 14 proc.