Ciało przywiera do ciała. Serca zaczynają bić mocniej, a usta łączą się w gorącym pocałunku...
I w tym miejscu wkraczają naukowcy, którzy z eksplozji namiętności wyekstrahowali przepis na czułość. To filematologia, nauka o całowaniu.
[srodtytul]Koktajl hormonalny[/srodtytul]
Okazało się, że tym, co czyni pocałunki tak podniecającymi, jest... skład chemiczny naszej śliny. Dr Wendy Hill z Lafayette College w USA podczas eksperymentu z udziałem całujących się studentów wykryła u obu płci spadek poziomu kortyzolu, hormonu stresu. U panów badaczka zauważyła też skok stężenia oksytocyny łączącej się z uczuciem przyjemności. Dlaczego jej ilość nie zwiększyła się u kobiet? Paniom potrzeba większej intymności niż ta w laboratorium – uważa dr Hill.
– W trakcie pocałunku dochodzi do wymiany testosteronu, który wzbudza popęd płciowy – powiedziała dziennikowi „The Washington Post” dr Helen Fisher z Rutgers University. – Jeśli jest to przeżycie nowe i fascynujące, to przypuszczalnie podnosi się poziom dopaminy, która ma związek z romantyczną miłością. A gdy u wieloletnich partnerów powoduje wzrost poziomu oksytocyny, to wzmacnia u nich wzajemne przywiązanie. Tak więc całowanie się może uruchomić w mózgu każdy z trzech podstawowych procesów odpowiedzialnych za łączenie się w pary.