Dotychczas sądzono, że to degeneracyjne schorzenie mózgu może rozwinąć się w wyniku zjedzenia skażonego mięsa (pochodzącego od zwierzęcia cierpiącego na tzw. chorobę szalonych krów – BSE) lub kontakt z zakażoną krwią.
Najnowsze prace autorstwa naukowców ze Szwajcarskiego Instytutu Technologii w Zurichu dowodzą istnienia jeszcze jednej drogi infekcji: przez powietrze. Wykazały to badania na zwierzętach. Wystawienie myszy przez jedną minutę na kontakt z rozpylonymi prionami starczyło, by doszło u nich do rozwoju choroby.
– Byliśmy zaskoczeni efektywnością, z jaką te infekcyjne białka się rozprzestrzeniały — przyznaje Adriano Aguzzi, który stał na czele badawczego zespołu. Jak tłumaczy, nie znaczy to, że ludzie lub zwierzęta cierpiące na prionową chorobę roznoszą ją drogą kropelkową (dotąd nie odnotowano niewyjaśnionych przypadków zakażeń, co mogłoby to sugerować). Ale jak zaznacza Aguzzi, to sygnał, że osoby pracujące przy przetwarzaniu mięsa, które może być potencjalnie skażone, powinny zostać wyposażone w dodatkową ochronę dróg oddechowych.
Do przeprowadzenia swojego eksperymentu szwajcarscy naukowcy użyli sprayu zawierającego wysokie stężeniu prionów pobranych z tkanki mózgowej chorej myszy. Stąd zdaniem dr Valerie Sim z Uniwersytetu Alberty, która nie brała udziału w badaniach, ale zawodowo zajmuje się tym zagadnieniem, ludzie nie powinni obawiać się zakażenia przez powietrze. – Jest prawie nieprawdopodobne, by w realnym życiu człowiek był wystawiony na podobny kontakt w prionami – argumentuje.
Szwajcarscy naukowcy ustalili, że przebywanie chorych myszy w bliskim towarzystwie zdrowych nie doprowadziło do nowych przypadków zakażeń. Potwierdzają to obserwacje z życia. – Nawet u szczytu epidemii BSE w Wielkiej Brytanii, infekcja ograniczała się do zaledwie jednej, dwóch sztuk w całym stadzie – mówi Debbie McKenzie, zajmująca się badaniem prionów na Uniwersytecie Alberty.