Naukowcy zsumowali dane na temat trzęsienia ziemi w Japonii. Wnioski nie są optymistyczne – dowodzi raport na łamach "Science".
Ulokowane na dnie morza instrumenty pomiarowe pokazały, że w miejscu uskoku, który zadrżał 11 marca, jedna płyta tektoniczna wsunęła się pod drugą o ok. 20 m na długości aż 50 – 100 km. Cała struktura uniosła się o 3 metry. Epicentrum zlokalizowane było 32 km pod dnem.
Badaczy zdziwiła siła wstrząsów oceniona na aż 9 st. w skali Richtera. Wcześniejsze prognozy, oparte na danych zebranych na lądzie, mówiły o dwukrotnie słabszych drganiach.
Przyczynę tej różnicy wyjaśnia prof. Mark Simons z California Institute of Technology, autor jednego z opublikowanych właśnie badań. Chodzi o to, że płyta pacyficzna, która wsuwa się pod płytę euroazjatycką (tworząc wspomniany uskok), napotyka niekiedy na przeszkody w postaci gór na dnie oceanu.
– Myślę, że przyczyną tak dużych wstrząsów było coś na kształt bolca zakłócającego ruch obu płyt – uważa prof. Simons. – Obszar wokół przeszkody nadal z wolna się przesuwał, ale ten ruch był w jednym punkcie zablokowany. To zrodziło ogromne napięcie narastające przez tysiące lat. Kiedy w końcu bolec trzasnął, uwolnił energię zdolną przesunąć granice uskoku na znaczną odległość.