Aby potwierdzić istnienie niektórych cząstek, potrzebny jest gigantyczny akcelerator. Taki jak największa maszyna świata - LHC w ośrodku badań nuklearnych CERN pod Genewą, w którym naukowcy poszukują śladów istnienia tajemniczego bozonu Higgsa. Odkrycie innych wymaga skonstruowania najmniejszych urządzeń świata, przewodników i detektorów w nanoskali. Tak jest w przypadku tajemniczego fermionu Majorany - cząstki, która jest jednocześnie własną antycząstką. Na jego trop wpadli naukowcy z Uniwersytetu Technicznego w Delft w Holandii.
- Ta cząstka jest dokładnie na granicy materii i antymaterii - mówi szef zespołu Leo Kouwenhoven, fizyk z Uniwersytetu Technicznego w Delft.
Nanodrucik
Brzmi skomplikowanie? Ważne jest, że zagadkowa cząstka świetnie nadaje się do wykorzystania w przyszłych komputerach kwantowych. Jej istnienie być może wyjaśni tajemnicę tzw. ciemnej materii we wszechświecie. Wiąże się z nią jeszcze jedna zagadka: genialny włoski fizyk Ettore Majorana, który tuż przed wojną przewidział jej istnienie, zaginął w 1938 roku w niewyjaśnionych okolicznościach.
Teoretycznie fermiony Majorany można by zaobserwować w akceleratorze LHC. Jednak zainstalowana tam aparatura jest zbyt mało precyzyjna. - Ale takie cząstki można również odkryć w specjalnie zaprojektowanych nanostrukturach - tłumaczy Kouwenhoven. - Cała magia mechaniki kwantowej polega na tym, że stworzone w ten sposób cząstki Majorany będą podobne do tych, jakie moglibyśmy obserwować w akceleratorze.
Ta „specjalna nanostruktura" to... niezwykle cienki drucik o średnicy porównywalnej ze średnicą wirusa HIV. Z jednej strony przypięto go do złotej elektrody. Z drugiej - do nadprzewodzącej elektrody. Całość poddano działaniu pola magnetycznego. Zgodnie z przewidywaniami analiza własności elektrycznych potwierdziła istnienie nieznanych dotąd cząstek. - Nasze pomiary na obu końcach nanodrucika nie dadzą się wyjaśnić inaczej, niż tylko obecnością pary fermionów Majorany - mówi fizyk.