Nie był on szczególnie szczelny. Mnie udało się wówczas przejechać przez miasto, w drodze powrotnej do Warszawy ze Szklarskiej Poręby. A choroba się rozprzestrzeniła, bo nie zareagowano na nią w porę. Wirusa przywlókł wówczas z Indii do Polski pracownik ówczesnych służb specjalnych. Trafił do szpitala, od niego zaraziła się pielęgniarka, która zmarła. Pielęgniarka była lubiana, na pogrzebie wszyscy się z nią serdecznie pożegnali i zachorowali. Uczestników pogrzebu zamknięto w ośrodku na czas kwarantanny, ale niektórzy z osobistych powodów nie chcieli się temu poddać. I choroba się rozniosła.
Dziś rodzice zamiast szczepić dziecko, wolą iść na „ospa party" do chorego rówieśnika. Dzieci się zarażają od siebie, chorują i uodparniają w naturalny sposób. Co pan o tym myśli?
Jak ktoś chce dziecku zafundować półpaśca na starość, to niech z nim idzie na taką imprezę. Ten wirus ma to do siebie, że lokuje się w węzłach i ma skłonności do reakcji w okresach obniżonej odporności w postaci półpaśca. Dziecko przejdzie ospę, ale to nie oznacza, że wirus nigdy nie wróci.
Jednocześnie wciąż nie mamy pewności, czy szczepienia też nie dają latencji, bo pokolenie, które zostało zaszczepione w przeszłości, jeszcze się nie zestarzało.
Ja swoje dziecko bym zaszczepił z prostego powodu – jeśli na szczepionkę zareaguje gwałtownie, to gdyby niezaszczepione złapało wirusa, mogłoby się to bardzo źle skończyć.
Mówiliśmy o epidemiach w Ameryce i Azji, ale Europy także choroby nie oszczędzały. Mieliśmy przecież dżumę, cholerę czy tyfus. Śmiertelne żniwo zebrała zwłaszcza dżuma w średniowieczu.
To nie była dżuma. Dżuma jest przenoszona przez pchły i szczury. A na średniowieczną zarazę chorowano także na Islandii, gdzie szczurów nie ma. Poza tym przed chorobą chroniła kwarantanna, która w przypadku dżumy się nie sprawdza. Rzeczywiście, zaraza przetrzebiła Europę. Na początku chorowali na nią wszyscy, którzy się z nią zetknęli. Potem stopniowo pojawiały się osoby, które były na nią odporne albo przechodziły ją łagodnie. Zaczęła się kształtować odporność genetyczna populacji. A potem choroba zniknęła. Nie wiadomo dlaczego. Czy dlatego, że populacja stała się zbyt rzadka, czy dzięki kwarantannie, czy też doszło do wyselekcjonowania osobników mało wrażliwych, czy zadziałały wszystkie czynniki razem wzięte.
Potem ludzie z tych samych rodzin byli odporni na ospę. A teraz na HIV.Właśnie przez te średniowieczne doświadczenia populacja europejska aż tak szybko wirusa HIV nie łapie. Chociaż nie wiem, czy powinienem o tym mówić głośno.
„Czarna śmierć" podobno doprowadziła do zniesienia systemu feudalnego, bo chłopi pomarli.
To prawda, ale wielka zaraza rozpoczęła także nagonkę na czarownice. Jak wiadomo, te kobiety zajmowały się antykoncepcją i aborcją. A ponieważ brakowało rąk do pracy, palono na stosach tych, którzy przyczyniali się do tego, że dzieci rodziło się mniej.
„Czarna śmierć" miała też swój udział w powstaniu ksenofobii. Ludzie bali się obcych, bo przynosili śmierć. W średniowieczu było wielu uciekinierów z miast, w których panowała zaraza. Przemieszczając się, roznosili choroby.
Czy dziś są możliwe takie epidemie?
I tak, i nie. Nie wierzę, że zagraża nam np. wirus ebola, bo zanim zarażony osobnik dotrze do Europy, choroba da o sobie znać i co najwyżej dotknie osób, które siedziały z nim w samolocie. Nie wykluczam też, że może zmutować np. małpia ospa, ale przecież nie musi. Pocieszające jest to, że wirusy zawsze mutowały, a jednak populacja ludzi nie wyginęła.
Czynniki chorobowe również dostosowują się do sytuacji. To jest gra. Ten, który zabija za szybko, wcale nie jest taki groźny. Ten, który nie zabija, może mieć różne konsekwencje, ale też nie jest aż taki groźny. Najgroźniejsze są te, które działają na zasadzie bomby z opóźnionym zapłonem. I prawie na pewno nie będzie to to, co znamy teraz, bo na to już się jakoś uodporniliśmy.
Straszenie ludzi określonymi wirusami to wróżenie z fusów. Problem byłby dopiero wtedy, gdyby z ludźmi zrobiono to, co z gepardami.
Gepardy są w 100 procentach jednorodne genetycznie. Doprowadzono do tego, że każda choroba, która zabija jednego, zabija wszystkie. Nasza nadzieja jest w zróżnicowaniu. Jeżeli kiedyś zaczniemy sobie dobierać geny na zasadzie cech pożądanych, to musimy pamiętać, że cechy pożądane występują z cechami niepożądanymi. Jeżeli staniemy się tak mądrzy, że będziemy decydować, programować człowieka, przytrafi się nam nieszczęście.
Styczeń 2013