Grypa zmienną jest

Groźne epidemie nadal zagrażają ludzkości. W każdej chwili może się pojawić choroba zakaźna, wobec której lekarze będą bezsilni. Na szczęście, jak tłumaczy wirusolog prof. Włodzimierz Gut, nawet najbardziej zjadliwe wirusy nigdy nie zabijały wszystkich.

Publikacja: 04.03.2013 00:01

95 lat temu, 4 marca 1918 roku, oficjalnie rozpoczęła się pandemia grypy "hiszpanki".

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Zimą zawsze wraca temat zachorowań na grypę. Czy jest się czego bać?

Grypa jest chorobą znaną od dawna. To bardzo specyficzne schorzenie atakujące drogi oddechowe, wywoływane przez kilkaset różnych wirusów. Prawie każdy z nich ma swoją fazę grypową. Stąd zachorowania liczone są w setkach tysięcy, a nawet w milionach. A ponieważ składu tych chorób nikt nie bada, to nie wiadomo do końca, czy była to grypa, czy nie.

Znamy przypadki pierwszej grypy ubiegłego wieku, tzw. hiszpanki, która zabiła od 50 do 100 mln ludzi.

Hiszpanka nie była wcale pierwszą grypą w XX w. Taką pierwszą epidemią była grypa końska, która miała miejsce w latach 1903–1906. Hiszpanka natomiast zebrała takie żniwo, bo uderzyła w bardzo złym momencie – tuż po pierwszej wojnie światowej, kiedy ludzie mieli osłabione organizmy. Poza tym warunki do rozprzestrzeniania się tej choroby były idealne, bo łatwo przenosiła się w dużych skupiskach wojska.

A tak na marginesie – hiszpanka nie wybuchła wcale na Półwyspie Iberyjskim, ale w Stanach Zjednoczonych.

To skąd nazwa hiszpanka?

To zasługa mediów. Jako pierwsza nową epidemię opisała hiszpańska gazeta.

Czy dziś grypa mogłaby zabijać miliony ludzi?

Takich sytuacji nigdy nie można wykluczyć, ale obecnie grypa jest chorobą bardzo dobrze opracowaną, znamy jej podstawowe cechy, a poza tym mamy szczepionkę, która powinna na nią uodparniać.

I tak jest?

Gdybym był grypologiem, to zachęcałbym wszystkich do szczepienia się i opowiadał o jej skuteczności. Ale jestem wirusologiem i wiem, że szczepionka może pomóc, ale wcale nie musi. Wszystko zależy od tego, czy tworząc ją, uda nam się trafić we właściwy wirus.

Chodzi o to, że grypa jest co roku inna. My, opracowując szczepionkę na przyszły sezon, kierujemy się logiką i rachunkiem prawdopodobieństwa. Na tej podstawie wyodrębniamy ten szczep, co do którego jest największe prawdopodobieństwo, że zaistnieje w przyszłym sezonie. I na podstawie tych badań zlecamy produkcję, która trwa kilka miesięcy. Jeśli uda nam się trafić, to szczepionka zadziała. Ale nie zawsze przecież trafiamy. To losowa sprawa.

To chyba nie warto się szczepić. Zwłaszcza że wiele osób narzeka, iż po szczepieniu choruje.

Szczepionki są bezpieczne, nie powodują skutków ubocznych i dlatego zaszczepienie się nie zaszkodzi. A że czasami po szczepieniu wzrośnie temperatura? Ja nawet tak wolę, bo widać, że organizm zareagował.

Ale to, czy pomoże, to już druga strona medalu. Teoretycznie powinna przynajmniej złagodzić zachorowanie, ale tak naprawdę odpowiedź jest zawarta w surowicy krwi.

Amerykanie stosują szczepionkę żywą, która działa na błony śluzowe, czyli w miejscu wnikania wirusa. Czyli jeśli trafi się we właściwy szczep, szczepionka dobrze zadziała. Taka szczepionka jest z reguły skuteczniejsza od tych, które my stosujemy.

Dlaczego nie produkujemy szczepionek na wzór amerykański?

Szczepionkę zabitą, czyli taką, jaką mamy w Polsce, można podać każdemu. Może nie zadziałać, ale też nie da skutków ubocznych. Szczepionka żywa jest już mniej bezpieczna. U osób z obniżoną odpornością może dojść do choroby. Ale ponieważ nikt nam z reguły nie raczy powiedzieć, jaki profil odporności ma szczepiona osoba, bezpieczniej jest taką szczepionką nie szczepić.

Dochodzi także aspekt ekonomiczny. Produkuje się ogromne liczby szczepionek. A ponieważ są one sezonowe, firmy farmaceutyczne chcą ich sprzedać jak najwięcej. Łatwiejsze i tańsze w produkcji są szczepionki zabite, więc nawet gdy część trzeba wyrzucić, straty są mniejsze.

W 2009 r., kiedy mieliśmy do czynienia ze świńską grypą, ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz odmówiła zakupienia za państwowe pieniądze szczepionek. Czy ich brak był wówczas niebezpieczny?

Pani minister miała rację, bo to byłoby wyrzucenie pieniędzy w błoto. Nie kupiła tych szczepionek tylko dlatego, że firma, która je sprzedawała, nie chciała wziąć za nie odpowiedzialności, a sama szczepionka pomogłaby albo nie. Niemcy wtedy kupili i co? Zużyli zaledwie 8 proc. z nich. Tak naprawdę szczepienia są skuteczne tylko w przypadku tych chorób, które występują raz w życiu.

Czyli te, które wchodzą do obowiązkowego kalendarza szczepień dla dzieci, np. odra, świnka, różyczka, polio, krztusiec czy WZW typu B.

Te szczepionki są skuteczne, jeśli obejmują co najmniej 90 proc. populacji. Dzięki nim udało się jako tako opanować choroby zakaźne w Europie, choć nie do końca. Są rodzice, którzy odmawiają wykonania takich szczepień u swoich dzieci, dlatego nadal wybuchają ogniska tych chorób. Nie są jednak tak groźne jak kiedyś, bo ludzie zdążyli się już na nie uodpornić. Każdy patogen, z którym styka się populacja ludzka jako pierwsza, jest wysoce śmiertelny. Ale z jednej strony patogen, który zabije gospodarza, idzie z nim do grobu. Czyli większe szanse przetrwania mają szczepy łagodniejsze.

Z chorobami najgorzej jest wtedy, gdy pojawiają się wśród ludzi, którzy nigdy się z takim patogenem nie spotkali. Tak było np. z odrą w Ameryce Północnej, która wykosiła w pień Indian. Osadnicy z Europy dali im po prostu koce, którymi wcześniej przykrywano chore dzieci. U nas była to choroba dzieci o stosunkowo łagodnym przebiegu.

Z drugiej strony wielu osadników z Europy doświadczyło chorób przenoszonych przez pieski preriowe, na które znów Indianie byli odporni.

Ta historia z Indianami zainspirowała także wielu do rozpoczęcia prac nad skonstruowaniem broni etnicznej, która działałaby na jednych, a na innych nie. Na szczęście ludzie zdążyli się już tak wymieszać, że taka broń prawie na pewno nie ma racji bytu.

Czynniki chorobowe dostosowują się do sytuacji. To jest gra. Ten, który zabija za szybko, wcale nie jest taki groźny. Bać się trzeba wirusów, które działają z opóźnieniem.

Kontrowersje wśród rodziców wzbudza natomiast szczepionka przeciwko ospie, która jest nieobowiązkowa, ale zalecana przez lekarzy.

Szczepionka przeciwko ospie to bardzo dziwna szczepionka. Była to jedyna szczepionka, która miała określoną normę bakterii. I niestety dawała komplikacje. W latach 60., gdy we Wrocławiu wybuchła słynna epidemia ospy, dziwnym trafem po przeprowadzonym wówczas szczepieniu zmarło dokładanie tyle osób, ile na skutek choroby. W tej chwili, gdybyśmy zaszczepili populację, to można śmiało powiedzieć, że mielibyśmy od 6 do 9 tys. zgonów, nie licząc powikłań typu porażenie nerwowe. Dlatego masowe szczepienia nie mają sensu. Poza tym ospa ma jedną, bardzo korzystną cechę, której nie mają inne wirusy. U większości z nich okres zakaźny poprzedza objawy. Z ospą jest odwrotnie – można zarazić się dopiero wtedy, gdy choroba się ujawni. A wtedy zapobiega się jej rozprzestrzenieniu poprzez kwarantannę.

To dlatego otoczono wtedy Wrocław kordonem sanitarnym? Ale on też nie zapobiegł rozprzestrzenianiu się choroby.

Nie był on szczególnie szczelny. Mnie udało się wówczas przejechać przez miasto, w drodze powrotnej do Warszawy ze Szklarskiej Poręby. A choroba się rozprzestrzeniła, bo nie zareagowano na nią w porę. Wirusa przywlókł wówczas z Indii do Polski pracownik ówczesnych służb specjalnych. Trafił do szpitala, od niego zaraziła się pielęgniarka, która zmarła. Pielęgniarka była lubiana, na pogrzebie wszyscy się z nią serdecznie pożegnali i zachorowali. Uczestników pogrzebu zamknięto w ośrodku na czas kwarantanny, ale niektórzy z osobistych powodów nie chcieli się temu poddać. I choroba się rozniosła.

Dziś rodzice zamiast szczepić dziecko, wolą iść na „ospa party" do chorego rówieśnika. Dzieci się zarażają od siebie, chorują i uodparniają w naturalny sposób. Co pan o tym myśli?

Jak ktoś chce dziecku zafundować półpaśca na starość, to niech z nim idzie na taką imprezę. Ten wirus ma to do siebie, że lokuje się w węzłach i ma skłonności do reakcji w okresach obniżonej odporności w postaci półpaśca. Dziecko przejdzie ospę, ale to nie oznacza, że wirus nigdy nie wróci.

Jednocześnie wciąż nie mamy pewności, czy szczepienia też nie dają latencji, bo pokolenie, które zostało zaszczepione w przeszłości, jeszcze się nie zestarzało.

Ja swoje dziecko bym zaszczepił z prostego powodu – jeśli na szczepionkę zareaguje gwałtownie, to gdyby niezaszczepione złapało wirusa, mogłoby się to bardzo źle skończyć.

Mówiliśmy o epidemiach w Ameryce i Azji, ale Europy także choroby nie oszczędzały. Mieliśmy przecież dżumę, cholerę czy tyfus. Śmiertelne żniwo zebrała zwłaszcza dżuma w średniowieczu.

To nie była dżuma. Dżuma jest przenoszona przez pchły i szczury. A na średniowieczną zarazę chorowano także na Islandii, gdzie szczurów nie ma. Poza tym przed chorobą chroniła kwarantanna, która w przypadku dżumy się nie sprawdza. Rzeczywiście, zaraza przetrzebiła Europę. Na początku chorowali na nią wszyscy, którzy się z nią zetknęli. Potem stopniowo pojawiały się osoby, które były na nią odporne albo przechodziły ją łagodnie. Zaczęła się kształtować odporność genetyczna populacji. A potem choroba zniknęła. Nie wiadomo dlaczego. Czy dlatego, że populacja stała się zbyt rzadka, czy dzięki kwarantannie, czy też doszło do wyselekcjonowania osobników mało wrażliwych, czy zadziałały wszystkie czynniki razem wzięte.

Potem ludzie z tych samych rodzin byli odporni na ospę. A teraz na HIV.Właśnie przez te średniowieczne doświadczenia populacja europejska aż tak szybko wirusa HIV nie łapie. Chociaż nie wiem, czy powinienem o tym mówić głośno.

„Czarna śmierć" podobno doprowadziła do zniesienia systemu feudalnego, bo chłopi pomarli.

To prawda, ale wielka zaraza rozpoczęła także nagonkę na czarownice. Jak wiadomo, te kobiety zajmowały się antykoncepcją i aborcją. A ponieważ brakowało rąk do pracy, palono na stosach tych, którzy przyczyniali się do tego, że dzieci rodziło się mniej.

„Czarna śmierć" miała też swój udział w powstaniu ksenofobii. Ludzie bali się obcych, bo przynosili śmierć. W średniowieczu było wielu uciekinierów z miast, w których panowała zaraza. Przemieszczając się, roznosili choroby.

Czy dziś są możliwe takie epidemie?

I tak, i nie. Nie wierzę, że zagraża nam np. wirus ebola, bo zanim zarażony osobnik dotrze do Europy, choroba da o sobie znać i co najwyżej dotknie osób, które siedziały z nim w samolocie. Nie wykluczam też, że może zmutować np. małpia ospa, ale przecież nie musi. Pocieszające jest to, że wirusy zawsze mutowały, a jednak populacja ludzi nie wyginęła.

Czynniki chorobowe również dostosowują się do sytuacji. To jest gra. Ten, który zabija za szybko, wcale nie jest taki groźny. Ten, który nie zabija, może mieć różne konsekwencje, ale też nie jest aż taki groźny. Najgroźniejsze są te, które działają na zasadzie bomby z opóźnionym zapłonem. I prawie na pewno nie będzie to to, co znamy teraz, bo na to już się jakoś uodporniliśmy.

Straszenie ludzi określonymi wirusami to wróżenie z fusów. Problem byłby dopiero wtedy, gdyby z ludźmi zrobiono to, co z gepardami.

Gepardy są w 100 procentach jednorodne genetycznie. Doprowadzono do tego, że każda choroba, która zabija jednego, zabija wszystkie. Nasza nadzieja jest w zróżnicowaniu. Jeżeli kiedyś zaczniemy sobie dobierać geny na zasadzie cech pożądanych, to musimy pamiętać, że cechy pożądane występują z cechami niepożądanymi. Jeżeli staniemy się tak mądrzy, że będziemy decydować, programować człowieka, przytrafi się nam nieszczęście.

Styczeń 2013

95 lat temu, 4 marca 1918 roku, oficjalnie rozpoczęła się pandemia grypy "hiszpanki".

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Pozostało 99% artykułu
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Nauka
Przełomowe ustalenia badaczy. Odkryto życie w najbardziej „niegościnnym” miejscu na Ziemi