Dzięki impulsom elektrycznym o starannie dobranej częstotliwości specjaliści mogą wprowadzać ludzi w stan świadomego śnienia. To moment między pełnią świadomości a „prawdziwym" snem – taki, kiedy zdajemy sobie sprawę, że śnimy, i możemy do pewnego stopnia kontrolować to, co widzimy oczami wyobraźni.
Eksperyment przeprowadzili badacze Instytutu Psychologii Uniwersytetu Johanna Wolfganga Goethego we Frankfurcie nad Menem. Wzięło w nim udział 27 ochotników w wieku od 18 do 26 lat (15 kobiet i 12 mężczyzn). Przez cztery noce musieli spać w laboratorium podłączeni do niewielkiego urządzenia generującego impulsy elektryczne. Ochotnikom przymocowano do głowy elektrody – choć same impulsy były bezbolesne, wręcz niewyczuwalne, to jednak o komforcie w nocy trudno było mówić.
Zespół prof. Ursuli Voss sprawdził kilka częstotliwości – od 2 Hz do 100 Hz. Impulsy miały naśladować tzw. fale gamma towarzyszące świadomemu działaniu. Tego typu fal mózgowych praktycznie nie rejestruje się podczas snu głębokiego. Do wytwarzania impulsów wykorzystano aparaturę do przezczaszkowej stymulacji prądem elektrycznym – tzw. tACS.
Pokonać strach
Stymulacja kory mózgowej trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund. Naukowcy czekali z nią, aż uczestnicy eksperymentu wejdą w tzw. fazę REM snu. Występują w niej m.in. szybkie ruchy gałek ocznych (stąd nazwa Rapid Eye Movement), mózg staje się bardzo aktywny i pojawiają się „zwykłe" marzenia senne.
Okazało się, że przy częstotliwości 25 Hz badani ludzie mogli kontrolować przebieg snu. – Byli naprawdę podnieceni tym, co się działo – opowiada prof. Ursula Voss. – I wszyscy mówili: „Ojej, nagle wiedziałem, że to wszystko jest snem".