Najnowocześniejsze budowane dziś transportowce osiągają 400 m długości, pasażerskie zabierają po kilka tysięcy osób. Ale coraz częściej na morzach pojawiają się jednostki biegunowo przeciwne tej nowoczesności – to repliki żaglowców sprzed setek, a nawet tysięcy lat.
Z francuskiej stoczni w Charente wypłynęła właśnie „Hermione" – wierna replika słynnej fregaty o tej samej nazwie, na której pokładzie 234 lata temu Gilbert du Motier, markiz de La Fayette, wyruszył z francuską pomocą dla sił Jerzego Waszyngtona walczących o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Żaglowiec ma 65 m długości, 11 m szerokości, trzy maszty, powinien rozwijać prędkość ok. 12 km/godz. Budowa repliki trwała 17 lat. Pochłonęła ?25 mln euro; w większości pieniądze te pochodziły ze sprzedaży biletów zwiedzającym zabytkową pochylnię stoczni w Charente.
Każdego dnia przy budowie pracowało 100 ludzi. Nadzorowała ją specjalnie w tym celu utworzona komisja historyczna. Ze względu na przepisy bezpieczeństwa replikę wyposażono w silnik i nowoczesne przyrządy nawigacyjne.
Do budowy użyto wyłącznie materiałów i narzędzi dostępnych w XVIII wieku. Kadłub z dębiny ma 70 cm grubości. Uszczelniono go toną pakuł. Na potrzeby budowy ścięto ?2 tys. drzew, powroźnicy spletli 24 km lin, żaglomistrze uszyli 2200 mkw. żagli. Fregata ma rozsławiać morskie tradycje Francji.