Stare książeczki mieszkaniowe posiada jeszcze olbrzymia rzesza, bo przeszło 1,3 mln osób. Sama likwidacja książeczki się nie opłaca, bo dostaniemy marne grosze. Jeżeli jednak spełni się wymagania zawarte w przepisach, to można liczyć średnio na 7 tys. zł. Niby nie jest to dużo. Zawsze jednak to zastrzyk pieniędzy, który przyda się po zakupie mieszkania lub wymianie okien czy instalacji gazowej.
[srodtytul]Dla kogo premia[/srodtytul]
Mogą się o nią ubiegać posiadacze książeczek wystawionych do 23 października 1990 r., i to tylko ci, którzy poczynili wydatki na cele mieszkaniowe wymienione w przepisach. Chodzi o [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=169949]ustawę z 30 listopada 1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych[/link], udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom premii gwarancyjnych (dalej: ustawa). Lista tych wydatków jest długa (patrz ramka).
Posiadacz książeczki nie może też zapomnieć, że premię otrzyma dopiero po wyłożeniu pieniędzy, nie wcześniej. Aby ją więc uzyskać, najpierw musi np. kupić mieszkanie. Może jednak być i tak, że decyduje się na nabycie mieszkania lub domu będącego dopiero w budowie. Wtedy wystarczy, by była ona w określonym przez ustawę stopniu zaawansowana. W wypadku mieszkań i domów nabywanych od dewelopera jest to 50 proc., a jeśli się samemu buduje dom, to 20 proc.
Nie należy też liczyć na to, że pieniądze dostanie się do ręki. Bank przekaże je na konto podmiotu, od którego kupujemy lokal lub dom, czyli np. dewelopera bądź spółdzielni.