Rz: Na jakim etapie, jeśli chodzi o informatyzację zadań publicznych, znajduje się w tej chwili Polska?
Grzegorz Sibiga: Według mnie ciągle jest to etap wdrażania, bez wątpienia daleko jeszcze nam do tego, co chciano osiągnąć. Wciąż nie zapewnia się technicznej możliwości pełnego załatwienia sprawy administracyjnej przez Internet, decyzje administracyjne są nadal doręczane przede wszystkim w formie papierowej. Nawet nie we wszystkich sprawach dostępne są dla obywatela elektroniczne formularze.
Tymczasem już od kilku lat przepisy zobowiązują do przyjmowania e-pism przez wszystkie urzędy.
Problem jest z wykonaniem przepisów o informatyzacji. Nie przewidują one żadnych sankcji dla funkcjonariuszy, którzy ich nie przestrzegają. Ciągle nie funkcjonuje również kontrola teleinformatyczna, która miała działać już od 2005 r. W efekcie w wielu urzędach wciąż mamy okres oczekiwania na rozwój wypadków, a nawet próby interpretacji przepisów prawa w ten sposób, aby usprawiedliwić brak informatyzacji własnej działalności. Sprzyja temu opieszałość naczelnych organów administracji w wydawaniu przepisów wykonawczych do ustawy o informatyzacji. Długo nie wydawano chociażby krajowych ram interoperacyjności czy bardzo ważnego rozporządzenia dotyczącego sporządzania i doręczania dokumentów elektronicznych. Poprzednie przestało obowiązywać z końcem ubiegłego roku, a nowego wciąż nie ma.
Coś jednak chyba ruszyło z miejsca? Od czerwca działa profil zaufany, który pozwala na podpisywanie pism i uwalnia nas od konieczności stosowania bezpiecznego podpisu elektronicznego.